Roszczenia amerykańskich Żydów wobec Polski powinny zostać zapłacone przez Stany Zjednoczone. Mamy to na papierze

Gorące tematy Nieruchomości Państwo Zagranica Dołącz do dyskusji (469)
Roszczenia amerykańskich Żydów wobec Polski powinny zostać zapłacone przez Stany Zjednoczone. Mamy to na papierze

Zakończona niedawno konferencja bliskowschodnia w Warszawie stała się kopalnią interesujących tematów, o czym pisaliśmy już w Bezprawniku. Jednym z najczęściej powracających są słowa Sekretarza Stanu USA Mike’a Pompeo o odszkodowaniach za mienie utracone przez ofiary Holocaustu.

Podczas swego przemówienia, nawiązał on do kwestii ustawy JUST (Justice for Uncompensated Survivors Today), zwanej w Polsce „Ustawą 447”. Przyjęta przez amerykański Senat na wiosnę 2018 roku, mówi ona o konieczności uregulowania przez Polskę roszczeń obywateli amerykańskich pochodzenia żydowskiego. Miałoby to nastąpić na bazie podpisanej w 2009 rok tzw. Deklaracji Terezińskiej. Dosłowny cytat z tego dokumentu (w części „Własność nieruchoma”, podpunkt 2) brzmi następująco:

„Uważamy za istotne tam, gdzie jeszcze nie zostało to osiągnięte, umożliwienie wnoszenia pozwów o odzyskanie byłych własności nieruchomości ofiar Holocaustu, ich spadkobierców, poprzez restytucję lub kompensatę, w sprawiedliwy, wyczerpujący i niedyskryminujący sposób zgodny z obowiązującym prawem narodowym oraz regulacjami międzynarodowymi. Proces restytucji lub kompensaty winien być szybki i efektywny, przejrzysty, jasny, dostępny oraz nieobciążający kosztami pozywającego. Zauważamy pozytywne regulacje prawne w tym obszarze.”

Pełen tekst deklaracji jest dostępny pod tym adresem.

W czym zatem problem?

Sprawa wydaje się być dość jasna i tak też była powszechnie komentowana przez media. Polska zobowiązała się do pokrycia roszczeń ofiar Holocaustu i ich potomków. Senat amerykański przygotował ustawę regulującą dokładnie tę kwestię, przerzucając zobowiązania na kraje, na terenie których Holocaust miał miejsce. Dodatkowo uwzględniona jest tam nacjonalizacja mienia po wojnie. Pełen tekst uchwały dostępny jest na stronie Kongresu USA. 

O tym, dlaczego według prawa polskiego nie ma ku temu podstaw, pisałem niedawno na łamach Bezprawnika. Dlaczego jednak sama Deklaracja Terezińska nie ma tutaj zastosowania?

Na to pytanie odpowiada… towarzysz Gomułka

Teraz nieco historii prawa. Po II Wojnie Światowej, naglącą sprawą stało się zaspokojenie roszczeń ocalałych. Z tego powodu Polska oraz szereg innych państw zaczęły negocjacje tzw. Umów indemnizacyjnych. Określały one przekazanie roszczeń państwu, którego obywatelem była poszkodowana osoba. Umowy tego rodzaju podpisaliśmy z wieloma państwami, m.in. Francją, Szwecją, Norwegią, Grecją i innymi. Z reguły opiewały one na sumy od kilku do kilkudziesięciu milionów dolarów, przeliczane na lokalne waluty. Pieniądze te przeznaczone były na zaspokojenie roszczeń, które przejmowały na siebie dane państwa.

W ramach ciekawostki mogę dodać, że Francja dostała od nas nie pieniądze, ale… węgiel.

16.07.1960 r.

Tego dnia Polska i Stany Zjednoczone podpisały umowę indemnizacyjną. Przeniosła ona roszczenia dotyczące odszkodowań za mienie utracone przez Holocaust obywateli amerykańskich pochodzenia żydowskiego na USA. I ten stan prawny obowiązuje do dzisiaj, obowiązywał także w 2009 roku. Z tego powodu Deklaracja Terezińska, mówiąc o rozwiązaniu sposobie zgodnym z regulacjami międzynarodowymi nie może być argumentem do żądania od Polski zaspokajania roszczeń obywateli amerykańskich i ich potomków. Wszystko wygląda zatem prosto – to Stany Zjednoczone powinny płacić za mienie utracone przez ofiary Holocaustu.

Czy to wszystko jest tak proste i piękne?

Niestety nie – po pierwsze Polska w ramach umów indemnizacyjnych także przejęła roszczenia, które nie zawsze zaspokajała. Po drugie, mimo istnienia na stronie Ministerstwa Finansów listy nieruchomości objętych tą umową nie wyczerpują całości mienia podlegającego roszczeniom. Niewątpliwie jednak, jest to ważny prawny argument mogący pomóc w obaleniu roszczeń przedstawionych przez Amerykanów. O ile oczywiści pozwoli na to „klimat polityczny”.