„Borat 2” już jutro i może namieszać w kampanii wyborczej w USA. Bo Borat skompromitował prawnika Trumpa

Na wesoło Dołącz do dyskusji (50)
„Borat 2” już jutro i może namieszać w kampanii wyborczej w USA. Bo Borat skompromitował prawnika Trumpa

„Borat 2” to jedna z niewielu pozytywnych wieści ostatnich czasów. Kontynuacja legendarnej komedii Sachy Baron Cohena będzie miała swoją premierę w piątek w Amazon Prime. Jedna ze scen może wpłynąć na końcówkę kampanii wyborczej w USA. Bo komik, przy pomocy aktorki, przyłapał Rudolpha Giulianiego (prawnika Donalda Trumpa) na wybitnie dwuznacznej sytuacji.

Borat 2 i Rudy Giuliani

Akcja drugiej część przygód sympatycznego i mocno bezpośredniego Kazacha toczy się oczywiście w Stanach Zjednoczonych. Boratowi towarzyszy jego córka. Film składać się będzie z wielu scen, w których Cohen wkręca niczego nieświadomych Amerykanów (głównie o zapatrywaniach republikańskich) w śmieszne dla nas, a pewnie nieco mniej śmieszne dla nich sytuacje. Jednym z wkręconych jest 67-letni Rudolph Giuliani, były burmistrz Nowego Jorku, a obecnie osobisty prawnik Donalda Trumpa.

Rudy Giuliani zostaje zaproszony przez córkę Borata, przedstawiającą się jako konserwatywna dziennikarka, na wywiad. Po rozmowie kobieta zaprasza polityka do siebie do hotelu, na drinka. Tam atmosfera wyraźnie się rozluźnia. Na tyle, że kiedy do pokoju wchodzi Sacha Baron Cohen, Giuliani akurat leży na łóżku, a ręce ma w okolicach krocza. „Ona ma piętnaście lat, jest za stara dla ciebie!”, krzyczy Borat, po czym zaczyna się awantura, zakończona interwencją policji.

Tłumaczenie rodem z „Little Britain”

Giuliani już kilkakrotnie tłumaczył się z tej sytuacji. Według jego wersji nie doszło do żadnej gorszącej sytuacji, a nagrany ukrytą kamerą moment dotykania krocza był jedynie… próbą zdemontowania mikrofonu podłączonego do jego garnituru. Aż chce się przypomnieć słynne „ona tylko przyszła po mikrofon!” Brylanta z „Poranka Kojota”. Dla mnie tłumaczenie Giulianiego kojarzy się jednak jeszcze bardziej z czymś innym. Z kultową serią gagów z równie obscenicznego co filmy Cohena genialnego serialu „Little Britain”.

Pozamykani w domach Amerykanie na pewno tłumnie obejrzą najnowsze dzieło Cohena. Ale czy scena z Giulianim będzie politycznym gamechangerem? Nie sądzę. Poczucie humoru komika jest wybitnie „demokratyczne”. Nie spodziewam się, żeby ani filmem, ani historią z prawnikiem Trumpa, specjalnie zainteresowali się wyborcy obecnego rezydenta Białego Domu. Ale media na pewno będą miały używanie. Co tylko ubarwi tę szaleńczą kampanię, która swoją kuriozalnością dawno już przebiła naszą czerwcową rywalizację o prezydencki żyrandol.