Omdlenia, nadgodziny, przepracowanie – to nie polski dyskont, to fabryka kochanego przez tłumy miliardera

Gorące tematy Praca Dołącz do dyskusji (267)
Omdlenia, nadgodziny, przepracowanie – to nie polski dyskont, to fabryka kochanego przez tłumy miliardera

Elon Musk jest uwielbianym przez media i nerdów wizjonerem. Stworzył PayPala, podbija kosmos, produkuje elektryczne samochody przyszłości – taki Tony Stark vel Iron Man, ale w prawdziwym świecie. Gdyby tylko jego pracownicy coś dobrego z tego mieli…

Produkowanie samochodów na masową skalę to niełatwe wyzwanie. Trzeba nie tylko zaprojektować wspaniałe auto, ale również zmierzyć się ze skomplikowanym, wieloetapowym procesem produkcji. Wymyślona przez Henry’ego Forda taśma produkcyjna to wciąż, po licznych zmiana, rynkowy standard. Na ogromnym, samochodowym rynku nie jest łatwo osiągnąć sukces – choćby dlatego, że każdy egzemplarz zjeżdżający z taśmy to skomplikowany twór.

Elon Musk ma ambitne plany – chce, by w 2018 roku z jego linii produkcyjnych zjechało pół miliona aut. To dużo – obecnie firma produkuje ich raptem sto tysięcy rocznie. Skokowy wzrost wydajności nie jest łatwy do osiągnięcia, zwłaszcza, jeśli posiada się ograniczone zasoby finansowe. Nie powinno zatem dziwić, że najbardziej obrywają pracownicy, którzy otrzymują jasny przekaz – „maszeruj albo giń” (nie dosłownie, na szczęście).

Omdlenia, zawroty głowy, problemy z oddychaniem – tak wygląda „zmiana świata na lepsze” à la Elon Musk

The Guardian sprawdził warunki pracy w Tesla Factory. Wnioski? Przerażające równie mocno, jak warunki pracy w Biedronkach kilkanaście lat temu – z tą różnicą, że sama fabryka jest efektownie nowoczesna, a liczba robotów wspomagających proces produkcyjny adekwatna do haseł o budowaniu przyszłości.

Wszystko wygląda jak przyszłość, tylko nie my

Tak wypowiada się jednej z pracowników. Nic dziwnego – omdlenia czy zawroty głowy są na porządku dziennym. Przyczyna? Przede wszystkim – przepracowanie. Jeszcze do niedawna średnio pracownicy spędzali w pracy 72 godzin tygodniowo – a to w czasach, gdy w wielu krajach tygodniowy czas pracy wynosi 35 godzin. Ilość nadgodzin udało się co prawda zmniejszyć, ale wciąż są one regułą, nie wyjątkiem.

Pracownicy, którzy doznali jakiegoś uszczerbku na zdrowiu – a karetka podjeżdża co zakładu co kilka dni – mogą być przeniesieni na lżejsze stanowiska, wiąże się to jednak ze zmniejszeniem wynagrodzenia o połowę – z 22 do 10 dolarów na godzinę. A pieniądze są niezwykle istotne dla tracącej ogromne sumy firmy – każdy przestój linii montażowej oznacza wymierne straty, o czym pracownikom dobitnie przypominają przełożeni.

Gonienie targetu i realizowanie niemożliwych do zrealizowania planów, choć ładnie wygląda w artykułach opisujących pokonywanie przeciwności losu, jak zwykle opiera się na zwykłym wyzysku pracowników najniższego szczebla. Choć Elon Musk sam się do tego odnosi i twierdzi, że nie jest „chciwym kapitalistą wypracowującym większy zysk kosztem bezpieczeństwa”, to jednak w tym wypadku trzeba się do tego odnieść z rezerwą. Tesla, choć lubi być nazywana „start-upem”, to jednak jest zwykłą firmą.

Start-up zatrudniający 10 000 robotników w jednej fabryce? Zamiast opowiadać bajki o elektromobilnej przyszłości, lepiej zająć się poprawą warunków pracy tym ludziom, którym Elon Musk tak wiele zawdzięcza – jego robotnikom.

Fot. tytułowa: Heisenberg Media/Wikimedia, Creative Commons Attribution 2.0 Generic