„Nie musisz spłacać kredytu we frankach” – czy takie nagłówki prasowe są prawdziwe?

Gorące tematy Codzienne Dołącz do dyskusji (44)
„Nie musisz spłacać kredytu we frankach” – czy takie nagłówki prasowe są prawdziwe?

O kredytach walutowych pisaliśmy na Bezprawniku niejednokrotnie. I nic w tym dziwnego, wszak to problem spędzający sen z powiek wielu Polaków. Coraz częściej słyszymy jednak o sukcesach klientów w sądowych potyczkach z bankami. Niektóre media piszą nawet, że „nie trzeba spłacać kredytów we frankach”. Nieważność kredytów frankowych to fakt czy mit? I co z tego mają klienci?

Niektórzy „frankowicze” liczą na pomoc polityków. Od wyborów minęło jednak sporo czasu, a przywódcy zwycięskiej partii szli do nich z obietnicami rozprawienia się z bankowym problemem. Mimo to recepty wciąż nie ma. Choć może to i dobrze; jak zauważyła Maja Werner:

Warto przy tym nadmienić, że politycy nie spłacą kredytów frankowiczom, ponieważ tyle nie mają, sami zarabiają za mało i na pewno nie będą się tym chętnie dzielić. Żeby rozwiązać ten problem trzeba będzie więc sięgnąć do kasy państwa (a więc także tych obywateli, którzy jak ostatni naiwniacy spłacali kredyty w złotówkach), ostatecznie przeforsować takie regulacje, które zatrzęsą rynkiem finansowym w sposób również odbijający się na portfelu przeciętnego Polaka.

Nieważność kredytów frankowych?

Sądy – rozpatrujące spory między klientami a bankami – coraz częściej stają po stronie klientów. Wyrazem tego jest sierpniowy wyrok Sądu Okręgowego, który – odwołując się do kwestii tzw. klauzuli indeksacyjnej, określającej sposób przeliczania franków na złotówki – uznał całą umowę kredytową za nieważną.

Nieważność umowy kredytowej wynika z tego, że jej integralną częścią jest zapis, który przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów został uznany za niedozwolony (abuzywny):

Kredyt jest indeksowany do CHF/USD/EUR, po przeliczeniu wypłaconej kwoty zgodnie z kursem kupna CHF/USD/EUR według Tabeli Kursów Walut Obcych obowiązującej w Banku (…) w dniu uruchomienia kredytu lub transzy

Rozumowanie sądu okręgowe było proste: skoro nieodłączną częścią umowy jest klauzula o takiej treści, to – po usunięciu zakazanego fragmentu – umowa traci swój sens. Nieważność kredytów frankowych- choć wydaje się być wspaniałym rozwiązaniem dla frankowiczów – wywołuje lawinę konsekwencji o niekoniecznie pozytywnych dla kredytobiorców skutkach.

Przede wszystkim oznacza to, że w grę wchodzą wzajemne rozliczenia na gruncie tzw. bezpodstawnego wzbogacenia (art. 405 kodeksu cywilnego)

Kto bez podstawy prawnej uzyskał korzyść majątkową kosztem innej osoby, obowiązany jest do wydania korzyści w naturze, a gdyby to nie było możliwe, do zwrotu jej wartości.

W skrócie oznacza to, że bank powinien zwrócić klientowi spłacone raty kredytu, a klient bankowi: kwotę otrzymanego kredytu. Jest to zatem opłacalne dla tych klientów, których łączna suma spłaconych rat przewyższa wartość otrzymanego kredytu. W większości wypadków to jednak nie ma miejsca. W przypadku analogicznego rozstrzygnięcia sądu – taki frankowicz będzie musiałby bankowi dopłacić nieraz znaczną sumę pieniędzy.

Sprzedaż mieszkania szansą na uniknięcie spłaty?

W internecie znajdziemy twierdzenia, że sprzedaż mieszkania przez klienta jest w tej sytuacji szansą na uniknięcie spłaty. Ma to wynikać z treści art. 408 k.c., zgodnie z którym „Obowiązek wydania korzyści lub zwrotu jej wartości wygasa, jeżeli ten, kto korzyść uzyskał, zużył ją lub utracił w taki sposób, że nie jest już wzbogacony (…)„. Ale, po pierwsze, autorzy takich porad zapominają o dalszej części przepisu: „(…) chyba że wyzbywając się korzyści lub zużywając ją powinien był liczyć się z obowiązkiem zwrotu„. Po drugie, korzyścią klienta uzyskaną od banku nie było mieszkanie czy dom, a wyłącznie określona suma pieniężna. Unikanie spłaty jest zatem co najwyżej najszybszą drogą do spotkania z komornikiem sądowym.

Oczywiście, bank i (były) klient mogą dokonać potrącenia swoich roszczeń, i wówczas suma do spłaty będzie stanowiła różnicę kwoty kredytu i spłaconych rat. Wciąż jednak może to być znaczna suma, wymagalna w całości, a nie w postaci comiesięcznych rat.

Czy na pewno o to chodziło frankowiczom?