Niedoubezpieczenie to jeden ze skutków ubocznych inflacji. Warto sprawdzić czy wysokość składek przystaje do rzeczywistości

Biznes Nieruchomości Prywatność i bezpieczeństwo Dołącz do dyskusji
Niedoubezpieczenie to jeden ze skutków ubocznych inflacji. Warto sprawdzić czy wysokość składek przystaje do rzeczywistości

Właściciel hali magazynowej, oddanej do użytku w 2015 r., co roku odnawiał ubezpieczenie, płacąc cały czas taką samą składkę. Była ona liczona od tej samej, niezmienionej sumy ubezpieczenia. Po 7 latach ogień strawił w pożarze cały obiekt. Przedsiębiorca udał się więc do ubezpieczyciela po odszkodowanie, z którego planował pokryć koszt odbudowy hali oszacowany na 22 miliony złotych. Tymczasem ubezpieczyciel, opierając się na niezmienionej od 7 lat sumie ubezpieczenia, wypłacił mu maksymalną możliwą kwotę zawartą w umowie: 12 milionów. To tylko jeden z przykładów na to, jak ważne jest to, by nie doprowadzić do niedoubezpieczenia swojego obiektu. O tym, jakie mogą być skutki niedoubezpieczenia rozmawiamy z Marcinem Dębickim, dyrektorem zarządzającym w Biurze Ubezpieczeń Korporacyjnych Ergo Hestii.

Skutki niedoubezpieczenia – rozmowa z ekspertem

Maciej Bąk, Bezprawnik: Kiedy rozglądamy się po cenach towarów i usług, możemy odnieść wrażenie, że jest jedna branża, której inflacja się nie ima: branża ubezpieczeniowa. Was takie twierdzenia muszą przyprawiać o ból głowy, bo – jak rozumiem – jest wręcz przeciwnie?

Marcin Dębicki, Ergo Hestia: Zgadzam się, że można odnieść takie wrażenie. Prawda jest jednak taka, że inflacja dotyka nas tak samo, jak każdego. Z każdym miesiącem widzimy, że za podobne szkody, o podobnych parametrach i cechach, musimy wypłacać coraz wyższe odszkodowania.  Coraz częściej zdarzają się przypadki, gdy szkoda przekracza sumę ubezpieczenia wtedy, a ubezpieczyciel ogranicza odszkodowanie do sumy ubezpieczenia  To zjawisko nazywamy niedoubezpieczeniem. Występuje ono, gdy powstaje różnica między wartościami sum ubezpieczenia na naszych polisach, a realnymi kosztami odbudowy obiektów, które są u nas ubezpieczone. Niestety, obserwujemy że ta różnica nieustannie się rozrasta.

Marcin Dębicki, dyrektor zarządzający w Biurze Ubezpieczeń Korporacyjnych Ergo Hestii.
Marcin Dębicki, dyrektor zarządzający w Biurze Ubezpieczeń Korporacyjnych Ergo Hestii.

Jak rozumiem, bierze się to wszystko z tego, że część ludzi jest niespecjalnie zainteresowana tym, żeby podwyższać sumę ubezpieczenia, bo wiąże się to z wyższymi składkami?

Tak, w tym obszarze ciągle brakuje świadomości i edukacji ubezpieczeniowej. Przede wszystkim składka nie rośnie proporcjonalnie do sumy ubezpieczenia, co oznacza, że płacąc nieznacznie więcej, możemy otrzymać wyraźnie wyższe odszkodowania. Dla całej naszej branży kluczowe jest to, by ubezpieczenia spełniały swoją najważniejszą rolę: zapewniały pełną restytucję zabezpieczonego majątku. A żeby tak się stało, sumy ubezpieczenia w tych umowach muszą być aktualizowane i adekwatne na dzień zawierania umowy. A biorąc pod uwagę dynamikę rosnących cen, te kwoty powinny nawet przewidywać trendy w przyszłości.

Na przestrzeni lat większość z nas nigdy nie słyszała o problemie niedoubezpieczenia. Szczególnie do 2019 roku, bo do tego czasu koszty odtwarzania budynków rosły w skali roku minimalnie i faktycznie nie trzeba było sum ubezpieczenia modyfikować. Ale teraz dużo się zmieniło…

Już w 2019 roku sama dobra koniunktura w budownictwie i rosnące ceny materiałów spowodowały, że koszty odtwarzania obiektów zaczęły piąć się w górę. Przyspieszyły to pandemia i związane z nią przerwanie łańcuchów dostaw oraz braki dostępności pracowników. A wojna na Ukrainie dołożyła jeszcze dodatkowej stromizny na wszystkich wykresach pokazujących dynamikę wzrostu cen w budownictwie. I w konsekwencji doprowadziło to do wzrostu kosztów odtworzenia. Dzisiaj niektóre materiały są dwukrotnie droższe niż trzy lata temu! Dotyczy to szczególnie drewna, stali, a także maszyn i urządzeń, takich jak windy czy klimatyzacje. W tej chwili szalone ceny mają również pompy ciepła i wszystko, co związane z bardziej ekologicznymi źródłami energii.  Po złożeniu tych wielu elementów w jedną całość, mamy efekt: budynek, który wybudowaliśmy w 2019 roku – jeśli cały czas ubezpieczamy go w niezmienionej wartości – jest niedoubezpieczony na co najmniej 50, a nawet 60%.

I o takim niedoubezpieczeniu wielu przedsiębiorców – tych, którzy doświadczyli jakiegoś przykrego zdarzenia, np. pożaru – dowiaduje się właśnie dopiero teraz, na własnej skórze. Przekonani, że ubezpieczenie im wszystko pokryje, orientują się nagle, że jest ono w stanie pokryć jedynie niewielką część środków, jakie przeznaczą na naprawę…

A najgorszą rzeczą, która nas, ubezpieczycieli – bazujących w naszej działalności na zaufaniu – może dotknąć jest jego naruszenie. A stałoby się tak poprzez niezadowolenie klientów z odszkodowań, które nie wystarczają na przywrócenie majątku do stanu sprzed nieszczęśliwego zdarzenia. Dlatego apelujemy do wszystkich: i do przedsiębiorców, i do ich doradców, czyli brokerów ubezpieczeniowych, żeby przed odnowieniem każdej polisy na poważnie podeszli do wyceny majątku, który ubezpieczają. Bo w ciągu roku te wartości potrafią zmienić się w sposób istotny i zaskakujący, nawet powyżej 20% rok do roku. Czy nawet, w szczytowym momencie (początek 2022, po wybuchu wojny), te wartości już przekroczyły 30% rok do roku.

Ale, jak rozumiem, to wycenienie na nowo nie jest jakąś bardzo skomplikowaną procedurą? Czy trzeba wzywać rzeczoznawcę i przechodzić na nowo przez cały proces?

Absolutnie nie. My pomagamy w tej wycenie jako ubezpieczyciele. Nasi konkurenci z branży również to wspierają. Jesteśmy źródłem informacji o tym, jakie są koszty odtworzenia dla różnych substancji i obiektów. Ale też, znając wartość odtworzeniową z roku 2019 czy choćby 2015, można po prostu posługiwać się wskaźnikami wzrostu cen w budownictwie publikowanymi przez GUS. I za pomocą tego zaktualizować tę wartość do roku 2022 czy 2023.

Na początku tekstu opisaliśmy historię przedsiębiorcy, który przez niedoubezpieczenie stracił 10 milionów złotych. Znacie podobne przykłady?

Tak, mamy sytuację być może jeszcze bardziej dramatyczną, bo dotyczącą kilkudziesięciu rodzin. Otóż ich wspólnota nie aktualizowała sumy ubezpieczenia od 2018 roku (przypomnijmy, od tego czasu koszt odbudowy nieruchomości wzrósł o 60 procent!). W 2022 roku w podziemnym garażu doszło do pożaru kilku samochodów. Jego skutkiem było naruszenie konstrukcji nośnej budynku. Cały pion trzeba było czasowo wysiedlić ze względów bezpieczeństwa. Jak się okazało, naprawa szkody została wyceniona na 9 milionów złotych. Powtarzamy ciągle, jak ważna jest aktualizacja sumy ubezpieczenia, ale w tym wypadku do niej nie doszło. Dlatego ostatecznie odszkodowanie wyniosło jedynie 5,8 miliona, bo na maksymalnie tyle opiewała polisa. W efekcie członkowie wspólnoty powinni się na pozostałe koszty naprawy zrzucić, co dało około 100 tysięcy złotych na rodzinę. Można tylko się domyślać jak ogromny stres musiał wiązać się z takim nagłym, nieprzewidzianym wydatkiem.

Czy były już takie trudne momenty, w których przedsiębiorca zorientował się, że przez to, że pozostawał przy niższej sumie ubezpieczenia, nie jest teraz w stanie w pełni odbudować swojego biznesu?

Te momenty może nie zdarzają się dużo częściej, są za to znacznie bardziej dotkliwe i dramatyczne. Na naszym rynku, biorąc pod uwagę tylko ubezpieczenia dla biznesu, mamy do czynienia z 20-30 dużymi pożarami rocznie, kończącymi się całkowitą rozbiórką danego obiektu i koniecznością jego odbudowy. Do tego dochodzą zdarzenia takie jak katastrofy budowlane, duże zalania albo szkody wynikające z działania wiatru. Szacujemy więc, że łącznie tego typu zdarzeń jest 50-60 rocznie. Tylu zatem przedsiębiorców jest narażonych na możliwość spotkania się ze skutkami niedoubezpieczenia.

A wiadomo jaka część klientów decyduje się jednak na zaktualizowanie sumy ubezpieczenia, a jaka albo nie jest tego świadoma, albo intencjonalnie z tego rezygnuje?

Z naszych badań wynika, że tylko 15 do 20% naszych klientów korporacyjnych zauważyło jak mocno inflacja wpływa na wartość ich obiektów i postanowili zaktualizować tę sumę. Kolejne 15% klientów co prawda zmieniło te sumy, ale stało się tak po prostu na skutek naturalnego rozwoju tych obiektów (wykonanych remontów, unowocześnień, rozbudowy). Mówimy tu o porównaniu roku 2021 do 2022, kiedy wzrost wartości danego obiektu był największy w XXI wieku.

Czyli wniosek jest taki: szukając oszczędności na składkach możemy skazać się na gigantyczny problem, gdybyśmy stali się ofiarą nieszczęśliwego wypadku?

Dokładnie tak. Oszczędność w składce na np. 10 milionach sumy ubezpieczenia to odpowiednik kosztu dobrego smartfona. Albo więc poświęcamy przyszłość i ciągłość naszego biznesu w przypadku pożaru, albo jednorazowo rezygnujemy z najnowszego modelu telefonu.

Chcecie szczególnie zwrócić uwagę na przedsiębiorców, korzystających z usług brokerów, gdzie nie zawsze są w stanie oni dostać pełną informację o konieczności zwiększenia sumy ubezpieczenia?

My tę informację przekazujemy przy każdej okazji rozmowy z klientem. Natomiast w naszych umowach b2b istnieje zasada, że to przedsiębiorca decyduje, na jaką wartość zawiera polisę. My nie możemy się tutaj postawić i powiedzieć: nie, nie przyjmujemy takiej propozycji. Możemy jedynie przekonywać.

W przypadku klientów indywidualnych problem niedoubezpieczenia jest mniejszy?

Zdecydowanie łatwiej przekonuje się klientów ubezpieczających swój prywatny majątek. To po pierwsze. A po drugie, w naszej umowie z konsumentem mamy większą zarządzalność całym procesem, więc łatwiej jest ich przekonywać do zmiany. Klient-przedsiębiorca ma tymczasem większą skłonność do ryzyka i do przyjęcia niepewności na siebie, od klienta myślącego w kategoriach własnego domu i rodziny.

A jak to się ma do ubezpieczeń komunikacyjnych?

Tu akurat problem reguluje się samoistnie poprzez tradycyjną zasadę: ubezpieczamy samochód w jego wartości rynkowej. A że ta wartość rośnie wraz z inflacją, to dokonuje się to automatycznie.

O zjawisku niedoubezpieczenia zaczynamy mówić pierwszy raz w XXI wieku, prawda? Bardzo dawno ten temat w ogóle nie pojawiał się na agendzie.

Tak wysoka inflacja była problemem, ale w latach 90-tych. Tymczasem XXI wiek, a dokładnie jego dwie pierwsze dekady, był okresem stagnacji sum, niskich stóp procentowych i dużo większej przewidywalności. A także czasem trwałości łańcucha dostaw i przekonania, że nic złego nie może nam się stać, bo to jest system naczyń połączonych.

Szybko ten system, i wszystko co w nim związane, się rozerwał…

Dokładnie! Mamy więc do czynienia z sytuacją, jakiej w przeszłości jeszcze nie było. To  dla nas zupełnie nowe zadanie. Dlatego głośno o tym mówimy, żeby budować świadomość u naszych klientów.