Uber to aplikacja, która w wielu miastach świata umożliwia transport tańszy, niż tradycyjnymi taksówkami. Istnieją jednak prawne niedomówienia. W związku z nimi, belgijski sąd pozbawił kierowcę jego własnego samochodu. Czy może się to zdarzyć też w Polsce?
Uber wszedł do Polski 19 sierpnia 2014 roku i jak dotąd swoje usługi świadczy na ulicach Krakowa i Warszawy. I to właśnie o zakres tych „świadczonych usług” toczy się batalia między sądami, twórcami mobilnej aplikacji oraz tradycyjnymi taksówkarzami. W naszym kraju Uber jawi się jedynie jako oprogramowanie, które pomaga w nawiązaniu kontaktu między zarejestrowanymi w systemie, niezależnymi przewoźnikami, a podróżnymi którzy chcą zamówić transport za jak najniższą opłatą.
Klientów, nie zwracających uwagi na prawne batalie, interesuje efekt końcowy, czyli otrzymywany produkt – a zwłaszcza jego cena. Ta rzeczywiście jest nieco niższa niż w przypadku korzystania z taksówkarskich korporacji. Opłata za „trzaśnięcie drzwiami” to 5 zł, natomiast każdy przejechany kilometr kosztuje 1,40 zł. Do tego dochodzi jeszcze koszt 0,25 zł za minutę, co sprawia że np. godzinne stanie w korku jest dla przesiadających się na Uber znacznie tańsze. Pozostaje jednak pytanie – gdzie znalazło się miejsce na oszczędności w tym mocno nasyconym i konkurencyjnym rynku? Przede wszystkim, stojąca za aplikacją firma bierze dla siebie „jedynie” 20% transakcji. Co więcej, ma dużo mniejsze wymagania w doborze kierowców, niż korporacje. Nie potrzebna tu jest licencja przewoźnika, nie ma też taksometrów. Uberowym taksówkarzem może zostać każdy, a płatność odbywa się za pomocą systemu, w który wprowadzamy informacje o naszej karcie płatniczej.
Problem jednak występuje przy definicji takiej usługi. Sam Uber odcina się od wykonywania czynności takich jak transport czy zatrudnianie kierowców – on jedynie udostępnia narzędzie do odnajdywania wolnych środków komunikacji w naszej okolicy. Co więcej, próbuje samo wspólne przemieszczanie się definiować na rozmaite, określone prawnie sposoby tak, aby podpadać pod jak najmniejszą liczbę regulacji. Pewnego rodzaju furtką dla Ubera miał być określony w ustawie o transporcie drogowym tzw. transport okazjonalny, który zdawał się mieć miejsce w tej sytuacji. Część związanych z nim obostrzeń przedstawia się następująco:
3. Nie wymaga zezwolenia wykonywanie przewozu okazjonalnego, jeżeli:
1) tym samym pojazdem samochodowym na całej trasie przejazdu przewozi się tę samą grupę osób i dowozi się ją do miejsca początkowego albo
2) polega on na przewozie osób do miejsca docelowego, natomiast jazda powrotna jest jazdą bez osób (podróżnych), albo
3) polega on na jeździe bez osób do miejsca docelowego i odebraniu oraz przewiezieniu do miejsca początkowego grupy osób, która przez tego samego przewoźnika drogowego została przewieziona na zasadzie określonej w pkt 2.
Tu pojawia się jednak inny problem, a mianowicie czyhająca na Ubera regulacja, według której przewóz okazjonalny wykonywać mogą tylko pojazdy, które są konstrukcyjnie przystosowane do transportowania więcej niż 7 osób. Oczywiście najczęściej prywatne pojazdy kierowców pozwalają na zabranie 4 pasażerów, co uniemożliwia traktowanie ich jako służących do transportu okazjonalnego. W związku z tym rozmaite media spekulują nad następnymi rozwiązaniami, między innymi można znaleźć informacje o tym, że Uber planuje traktować swoje kursy jako przejazdy z ochroną, które podlegają pod jeszcze inne regulacje. Dalsze źródła donoszą, że firma podpisuje umowy z kierowcami, według których to na tych drugich ciąży obowiązek prawnego i podatkowego wywiązywania się z obowiązków ustawowych. Jeśli wierzyć tym doniesieniom, to w przypadku takich działań, Uber może się czuć bezpiecznie.
Z pewnością dopóki sąd nie podejmie precedensowej decyzji w sprawie taniego przewoźnika, ciężko będzie mówić o wyciąganiu konkretnych, stałych konsekwencji. Polskie władze mają już jednak na podorędziu analogiczne sytuacje, które mogą posłużyć za wskazówki do dalszego postępowania. W niektórych krajach europejskich, takich jak Niemczech, Francji czy Hiszpanii, rząd walczy z samowolnymi przewoźnikami, głównie za sprawą strajków taksówkarzy, którzy cierpią z powodu wejścia na rynek konkurencji. Najdalej jak do tej pory posunęła się Belgia. W poniedziałek, 04.05.2015 w Brukseli, kierowca przewożący pasażerów za pomocą Ubera został skazany przez sąd i stracił swój samochód. Choć to pierwsza tak głośna sprawa, w lokalnych mediach można odnaleźć informacje, że policja zajęła już łącznie 26 pojazdów. Z pewnością możemy spodziewać się dalszych działań tego typu, zarówno na terenie Belgii, jak i w innych krajach, które wskażą jasne przepisy ograniczające dotychczasową działalność Ubera.
W Polsce póki co kierowcy nie muszą martwić się o konfiskatę aut. Jednak w naszym kraju, gdzie także słychać liczne protesty korporacji taksówkarskich, przedstawiciele władz szukają innych sposobów na ukrócenie kariery samozwańczych przewoźników. Głośną sprawą była kontrola w Krakowie, gdzie za pośrednictwem Ubera, kierowcę zamówił urzędnik wraz z inspektorką kontroli skarbowej. Po zakończeniu kursu i pokazaniu za pomocą smartfona całości kosztów rozpoczęło się stawianie zarzutów, w tym nie odprowadzanie podatków i przewóz bez licencji. Łączna kwota mandatu wyniosła maksymalny możliwy pułap 10 tys. zł, choć gdyby liczyć każde przewinienie osobno, suma ta byłaby jeszcze wyższa. Zabrania samochodu nie było, jednak zatrzymany został dowód rejestracyjny w związku z nadmiernym zużyciem bieżników w oponach.
Tego typu sprawy są w Polsce nowością. Kontrolowani kierowcy, tacy jak ten z Krakowa, kontaktują się z „szefostwem” Ubera, żeby wspólnie ustalić kto za co odpowiada i jakie należy składać zeznania na ewentualnej rozprawie. Urzędnicy starają się znaleźć wszelkie możliwe uchybienia przewoźników tak, aby odstraszyć ich potencjalnych następców. Choć pod względem prawnym cała sprawa wymaga jeszcze rozstrzygnięcia i ma wiele niewiadomych, warto zastanowić się w imię czego jest właściwie toczona ta batalia. Z jednej strony mamy na względzie bezpieczeństwo pasażerów, którzy powinni jeździć z odpowiedzialnymi kierowcami. Z drugiej jednak strony, liczy się dla klienta niski koszt i możliwość wyboru spośród konkurencyjnych ofert. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze głosy taksówkarzy, którzy z pewnością odczuli działalność Ubera na swoich kieszeniach i którzy dodatkowo mają żal o to, że ktoś nie musi spełniać regulacji, którym oni są skrupulatnie poddawani.
Co robić w sytuacji, kiedy korzystamy z tanich usług przewozowych i zainteresuje się nami na przykład skarbówka? Należy przede wszystkim pamiętać, że tu każda sprawa jest inna, tym bardziej że nie ma jeszcze jasnych orzeczeń sądu i precedensowych spraw, które przetarłyby prawne szlaki i wskazałyby możliwe działania. Gdy grozi nam wysoka kara, a mamy wątpliwości czy została nałożona w sposób adekwatny do potencjalnego wykroczenia, warto skorzystać z pomocy prawnika. Nasi specjaliści odpowiedzą na wszelkie pytania i doradzą czy rzeczywiście jest się czego bać oraz czy wykonywane działania grożą odpowiedzialnością karną. Odpowiadamy bezzwłocznie na wszelkie wiadomości kierowane pod adres kontakt@bezprawnik.pl.