Liberalna Wielka Brytania, jak się okazuje, ma bardzo ostre prawo rozwodowe. To ma się jednak zmienić – czarę goryczy przelała 70-latka, która próbuje się rozwieść od 40 lat, ale nie pozwala na to jej mąż. Teraz Brytyjczycy chcą wreszcie postawić na prosty rozwód.
Cała Europa próbuje zliberalizować swoje prawo, jeśli chodzi o rozwody. Wyjątkiem jest oczywiście Polska, ale to w zasadzie średnio szokuje. Tą drogą zaczyna iść też Anglia i Walia. W obu krajach póki co prawo co do rozwodów jest bardzo surowe. Jeśli partner nie chce się rozwieść, to trzeba bowiem udowodnić jego winę za rozpad związku. A wina musi być naprawdę poważna – na przykład cudzołóstwo, opuszczenie małżonka, ewentualnie „bardzo dziwne zachowanie”. Można się co prawda rozwieść po dwóch latach separacji, ale i tak potrzeba pisemnej zgody współmałżonka.
Jednak wkrótce ma to wszystko przejść do historii. David Gauke, brytyjski sekretarz sprawiedliwości, a odpowiednik naszego ministra, zapowiedział właśnie zmiany w tym skostniałym systemie. Choć szczegóły jego planu znane jeszcze nie są, to Gauke mówi, że nowy, prosty rozwód ma „mniej antagonizować”.
Prosty rozwód na Wyspach. Bo 70-latka nie może się rozwieźć od czterech dekach
Czy pozwolić na prosty rozwód? – ta debata stała się ostatnio gorąca w Wielkiej Brytanii za sprawą Tini Owens. 68-latka próbuje zakończyć małżeństwo ze swoim 80-letnim mężem już od 40 lat. Argumentuje, że po prostu w związku już dawno nie ma uczucia. Mąż jednak się na to nie zgadza. Ostatnio brytyjski Sąd Najwyższy zmusił panią Owens do pozostania żoną pana Owensa – i dla wielu Brytyjczyków to było już zdecydowanie za dużo.
Mieszkańcy Anglii i Walii (np. Szkocja już dawno zliberalizowała prawo rozwodowe) argumentują, że właściwie już cały Zachód zrozumiał, że nie warto przeszkadzać ludziom się rozwodzić. Skoro jedna strona uważa, że coś nie działa, to pewnie tak jest. A obarczanie kogoś o porażkę małżeństwa i wywlekanie brudów na sali sądowej nikomu chyba nie służy.
Proste rozwody. Polska daleko za Brytyjczykami
Oczywiście wszyscy, którzy wysuwają takie argumenty najwyraźniej nie zaliczają Polski do Zachodu. U nas idzie się w odwrotną stronę – próbuje się podnieść opłaty rozwodowe z 600 zł do aż 2 tys. zł. Nie wspominając o tym, że w Polsce rozwód oznacza zwykle wyniszczającą batalię sądową w celu unieważnienia aktu małżeństwa.
Oczywiście szans na prosty rozwód, a tym bardziej na tani rozwód, w Polsce prędko nie będzie. A szkoda – skoro przecież dwójka ludzi podejmuje tak dramatyczną decyzję, to chyba państwo nie powinno jeszcze im dodawać zbędnych emocji. Dobrze, że chociaż na Wyspach wreszcie to zrozumieli.