Milionerzy w TVN powróciły z nowym sezonem do jesiennej ramówki tej stacji. Podobnie jak w poprzednim sezonie, pytania często odnoszą się do medialnych tematów i pojęć, które są mocno na czasie. Bardzo często nawiązuje się też do aktualnego sporu politycznego w kraju, pytając na przykład, czym jest falandyzacja prawa?
Milionerzy po długiej przerwie wrócili do stałej ramówki TVN, z marszu stając się jednym z hitów tej stacji. Producenci nieco odeszli od encyklopedycznej wiedzy, stawiając raczej na nawiązania do aktualnych wydarzeń, również politycznych. Równie często pojawiają się pytania z zakresu prawa. To ostatnie oczywiście cieszy, bo dzięki temu można liczyć przynajmniej na minimalną popularyzację tej dziedziny. Milionerzy pytali już o rój pszczół w kodeksie cywilnym, a kilka dni temu padło pytanie o zwierzę, które jest zwolnione z egzekucji sądowej. Hubert Urbański zapytał też o zjawisko, o którym w ostatnich miesiącach jest niezwykle głośno. Czym jest falandyzacja prawa?
Pełna treść pytania, z którym musiał zmierzyć się uczestnik zabawy, brzmiała następująco:
Oscylująca na granicy przepisów interpretacja prawa lub wręcz jego naginanie to inaczej jego A) falandyzacja, B) wałęsanie, C) zziobrzenie, D) korwinowactwo
Falandyzacja prawa – co nie jest zabronione, jest dozwolone?
Trzy odpowiedzi wyraźnie nawiązują do nazwisk znanych polityków, czyli Lecha Wałęsy, Zbigniewa Ziobro i Janusza Korwin-Mikke. Prawidłowa odpowiedź, czyli falandyzacja niektórym może kojarzyć się z grecką falangą, czyli czymś trudnym do pokonania. W istocie falandyzacja prawa jest zjawiskiem, które trudno jest już przełamać, to nazwa ta wcale nie pochodzi od tej greckiej formacji bojowej. Falandyzacja prawa swoją nazwę wzięła również od nazwiska (już nieżyjącego) polityka i prawnika z lat 90. Lech Falandysz był bowiem zastępcą szefa kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy.
Skąd więc wzięła się falandyzacja? W latach 90. Lech Falandysz, który jednocześnie był profesorem prawa na Uniwersytecie Warszawskim, wywodził, że prezydent Wałęsa miał prawo odwołać dwóch członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Problem polegał na tym, że ówczesne prawo nie przewidywało wprost takiej możliwości. Jednocześnie również jej nie zabraniało. Po prostu milczało na ten temat. Próbując zatem w jakiś sposób zalegalizować działania prezydenta w oczach opinii publicznej, Lech Falandysz stwierdził, że skoro ktoś miał prawo powołać członków tego organu (a więc prezydent), to również ma prawo tego kogoś odwołać. Brzmi znajomo, prawda?
Od tamtego kryzysu politycznego minęło ponad 20 lat, a politycy wciąż uwielbiają naginać prawo do swoich bieżących potrzeb. Dokładnie na tym polega falandyzacja prawa. To bowiem taka wykładnia obowiązujących przepisów, którą można porównać do balansowania na linie. Czasem jest to wręcz cyniczne łamania przy jednoczesnym tłumaczeniu i zapewnianiu, że prawo pozwala na takie konkretne działania. To oczywiście nic innego jak instrumentalne traktowanie prawa wyłącznie na bieżące potrzeby polityczne.