Kiedy w trakcie rozmowy, czy to kwalifikacyjnej czy po prostu między znajomymi, podawane są kwoty wynagrodzenia, najczęściej od razu pojawia się jedno pytanie. „Ale brutto, czy netto?” Podstawę pensji uszczupla kilka danin na rzecz państwa. To, co zostaje tworzy pensję netto. Jednak co by było gdybyśmy dostawali pensje brutto do ręki?
Różnicę między wynagrodzeniem brutto a pensją netto stanowią rozmaite daniny na rzecz państwa
Obecnie, jak wszyscy wiemy, wysokość wynagrodzenia zapisana w umowie o pracę ma się nijak do kwot, które co miesiąc zasilają nasze konta. Część pensji zjadają nam zaliczki na podatek dochodowy od osób fizycznych. W dalszej kolejności odpadają od niej składki ZUS. Te można podzielić na rozmaite rodzaje ubezpieczeń. Niektóre z nich odprowadza w całości pracodawca. Mowa tu o ubezpieczeniu wypadkowym. Jego stawka procentowa różni się, w zależności od przypisanej danemu rodzajowi wykonywanej pracy kategorii ryzyka. Składkę rentalną i emerytalną pracodawca dzieli się z pracownikiem. Składkę na ubezpieczenie chorobowe opłacamy w całości sami. Wynagrodzenie brutto pomniejszone o wszystkie te elementy staje się pensją netto. I to zwykle ona interesuje pracownika najbardziej.
„Super Biznes” skupia się nad tym, jak bardzo te daniny odbijają się na pensjach przedstawicieli poszczególnych zawodów. Wzięto pod lupę przedstawicieli trzech zawodów: górników, nauczycieli i kasjerów. Z ich wyliczeń wynika, że państwo zwykło zabierać około 1/3 pensji w każdym z tych przypadków. Co więcej, państwo nie daje też spokoju emerytom. Muszą oni nie tylko płacić podatek dochodowy, ale również opłacać składkę na ubezpieczenie zdrowotne. Zastanowić się w tym momencie trzeba także nad tym, co by było gdybyśmy dostawali pensje brutto do ręki?
Co by było gdybyśmy dostawali pensje brutto do ręki i musieli samodzielnie rozliczać się z fiskusem?
Żebyśmy mogli otrzymywać całą pensję do ręki każdego miesiąca, ustawodawcy musieliby zlikwidować konieczność odprowadzania z pensji wyżej wskazanych danin. Wówczas każdego miesiąca na nasze konta wpływałoby dokładnie tyle, ile mamy zapisane w umowie. Przedsiębiorcom z pewnością odpadłoby sporo obowiązków wynikających chociażby z faktu bycia płatnikiem podatku dochodowego od osób fizycznych. Nie oznacza to jednak, że wszystkie pomniejszające pensję brutto obowiązki na rzecz państwa by zniknęły za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Podatek dochodowy od osób fizycznych z pewnością płacilibyśmy nadal. Zamiast comiesięcznych zaliczek odprowadzalibyśmy podatek najpewniej raz do roku, w wysokości wynikającej z naszego zeznania podatkowego. Warto zauważyć, że byłaby to często dość spora kwota do uiszczenia jednorazowo. Co więcej, o corocznych zwrotach większość podatników musiałaby zapomnieć. Składki zusowskie odprowadzalibyśmy prawdopodobnie tak, jak to robią osoby prowadzące działalność gospodarczą, każdego miesiąca. Najważniejsza różnica jest taka, że musielibyśmy to robić sami. To my ponosilibyśmy pełne konsekwencje niedopełnienia obowiązku, jeśli zdarzyłoby się tak, że czegoś byśmy nie dopilnowali. Całe szczęście przynajmniej, że ZUS wprowadził niedawno jedno konto do tego typu wpłat.
Dzięki zaliczkom żyjemy może w pewnej iluzji, ale przynajmniej dużo wygodniej
W skali roku mielibyśmy do dyspozycji tyle samo pieniędzy, co dotychczas. Zakładając, oczywiście, że przezornie zachowalibyśmy właściwą sumę pieniędzy na zapłatę podatku dochodowego oraz terminowo opłacali składki na ubezpieczenia. I właśnie to jest jednym z powodów, dla którego pensje brutto są automatycznie pomniejszane o te wszystkie daniny. O ile dla pracownika jest to najczęściej po prostu wygodne rozwiązanie, o tyle dla państwa jest gwarancją, że faktycznie od podatnika dostanie należne pieniądze terminowo i bez większych komplikacji.
Łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której otrzymujący do ręki pensję brutto podatnik nie ma z czego zapłacić całorocznego podatku dochodowego, bo pieniądze zwyczajnie się po drodze rozeszły. Trzeba jednak zauważyć, że kwestia wygody pracownika nie jest tu tylko pretekstem. W tym przypadku oznacza ona mniejszą konieczność samodzielnego poruszania się po polskim prawie podatkowym oraz prawie ubezpieczeń społecznych. Jak wszyscy wiemy, nie należą one do przesadnie prostych i intuicyjnych.
Żaden rozsądny rząd nigdy nie sprawi, że Polacy dostawaliby do ręki pensję brutto
Drugim powodem jest instynkt samozachowawczy rządzących. Pieniądze, których właściwie nie mamy w żadnym momencie w ręku nie bolą nas tak bardzo, jak te, które faktycznie przeszłyby nam przez ręce. Popularnym argumentem wśród radykalnych liberałów jest to, że gdybyśmy dostawali pensje brutto, to zobaczylibyśmy jak bardzo państwo nas okrada. Całkiem możliwe, że tak by faktycznie było – dlatego właśnie żaden rozsądny rządzący nie dopuściłby do takiej sytuacji. Warto zauważyć, że mechanizm ten jest stosowany również w drugą stronę. Łatwo bowiem wyobrazić sobie program „Rodzina 500+” w formie, na przykład, ulgi podatkowej, czy wręcz podniesienia kwoty wolnej od podatku. W zasadzie bilans byłby w większości przypadków taki sam. Jednak namacalne przekazanie pieniędzy Polakom sprawia wrażenie, że rząd faktycznie im coś dał.
Gdybyśmy musieli sami wpłacać wszystkie składki oraz podatek dochodowy bez zaliczek, to rząd który by taką regulację wprowadził bardzo szybko stałby się tym, który coś Polakom zabrał. Zwłaszcza, że wspomnianych wyżej dolegliwości natury biurokratycznej nie dałoby się nijak zrzucić na poprzednie ekipy rządzące. Wydaje się, że byłoby to posunięcie co najmniej bardzo ryzykowne. Tak naprawdę ciężko wskazać jakieś realne pozytywy. Nie opłaca się to tak naprawdę ani pracownikom, ani państwu, ani politykom nim w naszym imieniu zarządzającym. Jedynymi wygranymi mogliby być przedsiębiorcy. A i to tylko przy założeniu, że mogliby oni dzięki takiej zmianie zupełnie umyć ręce od relacji między pracownikiem a ZUSem i Skarbówką. Co by było gdybyśmy dostawali pensje brutto? Najpewniej bardzo szybko musielibyśmy wymyślić pensje netto na nowo.