Wciąż jeszcze cały się trzęsę. 14 lutego 2019 to nie tylko Walentynki, ale zarazem najbardziej upokarzający dzień w historii polskiej dyplomacji i polityki międzynarodowej od czasu – kto wie – może nawet rozbiorów.
Bo nawet jak szliśmy na II Wojnę Światową, to nie mieliśmy za specjalnie czołgów, karabinów, wozów czy samolotów. Ale mieliśmy chociaż honor.
Dziś z tego honoru nas się odziera. Izrael i Stany Zjednoczone skompromitowały dziś nasz kraj w Warszawie. Podsumowuję to wszystko na Bezprawniku. Long story short: zorganizowaliśmy kompletnie nam niepotrzebny festyn tylko po to, by przybyli goście wygrażali wojną Allahowi ducha winnego Iranowi, mówili o polskim reżimie w warszawskim getcie, o uczestnictwie Polaków w Holokauście oraz o tym, że powinniśmy się zastanowić nad wypełnianiem żydowskim roszczeń wobec naszego kraju.
Przyjęliśmy gości do naszego domu, którzy zdjęli nam zdjęcia ze ścian, powyrzucali dywany, a następnie pokazali, które gadżety i kosztowności mamy oddać, by następnie zacząć nas obrażać. Jak dotąd brak stanowczych reakcji. Z punktu widzenia polityki międzynarodowej to nie jest klęska. Klęska to było pamiętne 27:1. To co dziś się wyprawia w Warszawie nakazuje pytać o formę dalszego istnienia państwa polskiego.
Utracona podmiotowość
Polska przez lata aspirowała do miana partnera Stanów Zjednoczonych – takiego, jakim jest Izrael. Z przeciętnym skutkiem. Przerażeni perspektywą konfrontacji z Rosją byliśmy gotowi zrobić naprawdę wiele i nierzadko poniżej godności (pamiętacie jak poszliśmy na wojnę z Irakiem?). Skalę tej polityki widział zresztą poprzedni rząd (o czym dowiedzieliśmy się z nielegalnych podsłuchów) próbując budować alternatywny obóz silnej Unii Europejskiej. Co wielu krytykowało jako uległość względem Niemiec. Polska rezygnowała z części swojej podmiotowości, by stać się częścią czegoś znaczącego. Ale częścią, a nie podnóżkiem.
Obecna koncepcja, którą nazywam „ulubionym giermkiem” zakładała bezgraniczną lojalność wobec Stanów Zjednoczonych. Tymczasem Stany Zjednoczone lojalności nie doceniły, a zaczęły ją wykorzystywać. W ostatnich latach coraz bardziej.
Lepszej reklamy Huawei, Oppo czy Xiaomi sobie wymarzyć nie mogły
No właśnie – to jest istota sporu. Politycy PiS sami postawili się w roli podnóżków Stanów Zjednoczonych. Nie używam słowa wasal, bo senior na ogół okazywał wasalowi szacunek.
Problem w tym, że Stany Zjednoczone wraz z Izraelem wybrały sobie dość kiepski moment na upokorzenie Polski (chyba, że naprawdę przekonane są o kompletnym braku odwagi lokalnych polityków oraz o tym jak bardzo spalone są nasze relacje z Unią Europejską i Chinami, co nie jest wykluczone). W społeczeństwie trwa właśnie dość ożywiona dyskusja na temat naszych relacji z Chinami – w sektorze państwowym i w sektorze konsumenckim. Amerykanie rozkazują wprost, co jest przejawem zjawiska opisywanego w poprzednich akapitach, by podnóżek z okolic Wisły natychmiast wycofał się z chińskich inwestycji w infrastrukturę.
Polacy naprawdę nie wiedzą, czy to Huawei to podsłuchuje, czy jednak nie. Czy bać się tych Chińczyków, czy nie. Pisałem już na Bezprawniku, że afera Huawei to w dużej mierze kwestia dywersyfikacji tego, przez kogo chcemy być podsłuchiwani. Bo tak jak robią to Chińczycy, robią to przecież również Amerykanie.
W głowie nawet największych geostrategów kłębią się myśli dotyczące tego jaki powinien być kształt naszej polityki międzynarodowej. Sytuacja na świecie nie sprzyja prostym odpowiedziom – Unia Europejska może się rozpadnie, zrujnowano tam naszą mocną pozycję. Nie do końca jeszcze wiadomo o co tym Chińczykom chodzi, choć mogą być dla nas dużą (tymczasową?) szansą na zwiększenie pozycji w regionie. A Amerykanie i Amerykanie pod wodzą Trumpa to przecież dwa osobne pojęcia i ten wymiar polityki może się nieco zmienić (nieco, czyli wrócimy do roli małego partnera, ale chociaż nie podnóżka).
Dlatego też w polityce międzynarodowej chodzi o balans. Walentynki, więc trochę jak w związkach. Nie bez powodu atrakcyjność partnerki spada po ślubie, a wzrasta, gdy zaczyna się wokół niej kręcić biurowy przystojniak. Polacy dostali dziś w Warszawie bardzo wyraźny sygnał, że z perspektywy najwierniejszego psa na świecie wiele nie ugrają, nie warto było wypinać się na Europę i nie warto odmawiać Chińczykom.