Trochę przypadkiem znalazłem się wczoraj na spotkaniu prasowym Dell Technologies.
No i wiecie – jak to na spotkaniach prasowych. Dariusz Piotrowski, prezes polskiego Dell Technologies Polska, opowiadał o tym jak bardzo zmienia się w ostatnich latach komputerowy gigant, jak nowoczesną jest firmą, jak pokonuje nowe wyzwania i że produkowanie elektroniki to tak naprawdę tylko jeden z wielu wymiarów jego działalności, obok dostarczania nowoczesnych rozwiązań technologicznych do firm, np. w sektorze usprawniającym tempo przesyłu danych. Nie będę ukrywał, że było to dość pouczające spotkanie, bo unaoczniło to, z czego podświadomie zdawałem sobie sprawę, ale chyba nieadekwatnie do skali – że Dell to nie tylko laptopy i komputery stacjonarne.
Najbardziej podobały mi się jednak osobiste refleksje, które wynikały w toku prezentacji czy pytań zadawanych przez dziennikarzy. A najbardziej?
Rynek pracy nie potrzebuje informatyków
Od pewnego czasu powtarzam, że powinniśmy jako młodzi Polacy oduczać się postawy, która dziś tak okrutnie paraliżuje np. górników – że zawód ma się na całe życie. Otóż nie, współczesny świat może od większości z nas wymagać sporej elastyczności zawodowej.
Drugim moim sloganem jest potrzeba specjalizacji, szczególnie na rynku prawniczym. Prezes polskiego Della w mojej ocenie rzucił w trakcie swojej prezentacji jedną z najtrafniejszych refleksji dotyczących rynku pracy w ogóle. Otóż Dariusz Piotrowski powiedział, że popełniamy błąd ciągle pisząc o tym, że brakuje nam informatyków. Że informatyk był coś mówiącym pojęciem 30 lat temu. Dziś mówiąc o informatykach… nie wiadomo kogo mamy tak naprawdę na myśli. Branża informatyczna i rezonujące ją społeczeństwo powinno patrzeć na potrzeby rynkowe w sposób węższy: brakuje nam ux designerów, brakuje nam programistów architektury chmurowej, brakuje nam grafików 3D.
To naprawdę wartościowe spostrzeżenia, adresowane zarówno do branży informatycznej, jak i nadających ton dyskusji mediów. CD Projekt RED czy Techland od lat narzekają, że musza wyszukiwać obcokrajowców, bo w Polsce brakuje odpowiednich, kompetentnych ludzi. Ale informatyk nie rozwiąże wszystkich problemów takiej korporacji, bo informatykiem jest i człowiek, który specjalizuje się w przeinstalowywaniu emerytom Windowsa, i człowiek, który próbuje napisać własny system operacyjny.
Rynek pracy nie potrzebuje prawników?
Zarówno w społeczeństwie, jak i wsród wielu prawników pokutuje moim zdaniem błędne przekonanie o tym, że prawnik zna się na wszystkim, co w prawie piszczy.
Moim zdaniem to jedno z największych branżowych kłamstw, w które wierzą głównie prawnicy z małych miejscowości, gdzie na specjalizację nie ma miejsca. Dlaczego? Dell prezentował wczoraj, że do 2020 roku będziemy mieli 50 miliardów urządzeń podpiętych do sieci na całym świecie, które rocznie będą generowały 44 zetabajty danych (dociekliwym wyjaśniam, że to bardzo dużo).
Wyzwaniem firm technologicznych jest stworzyć i utrzymać technologie, które to zbiorą, zabezpieczą, przetworzą i utrzymają. Tu właśnie fajny przykład z wczoraj odnośnie technologii dostarczanej przez Della dla MasterCard – gdzie algorytmy zlokalizowane w kilku różnych centrach danych analizują sposób w jaki korzystamy z karty kredytowej. Badane są naprawdę najróżniejsze rzeczy, jak na przykład tempo z jakim zwyczajowo wpisujemy hasło do serwisu internetowego czy banku, co pozwala nas odróżnić od bota lub hackera. Magia. Ale do tego trzeba zbierać dane i szybko się z nimi łączyć.
W 2017 roku powstało 27,1 tys. stron maszynopisu nowych aktów prawnych, a gdyby ktoś chciał to wszystko przeczytać, musiałby poświęcać na to 3,5 godziny dziennie. Codziennie. Problem w tym, że nie da się czytać ustaw ciurkiem, bo to tak nie działa. Grant Thornton dowodził, że z przypisami na przeczytanie prawa uchwalonego w całym 2017 roku potrzebowalibyśmy 62 lata, bez przerw na jedzenie, picie czy spanie.
Bez komputerów i technologii, kogoś te obsłuży te zetabajty danych, nie poradzimy sobie również w branży prawnej. Przede wszystkim jednak, w kontekście tak przytłaczających danych na temat „biegunki legislacyjnej” chyba pora przestać się oszukiwać, że wciąż istnieją prawnicy do wszystkiego. Oszczędzi to wiele stresu prawnikom i rozczarowanym klientom, którzy dostają obsługę niskiej jakości od specjalistów, którzy widzą niektóre ustawy na oczy po raz pierwszy w życiu (boleśnie się o tym przekonuję, ilekroć w kwestii prawa autorskiego doradzam w sytuacjach, gdy po drugiej stronie mam – nawet wybitnego warsztatowo – eksperta od sprawa rodzinnego czy finansowego). Nastała era specjalizacji.