Zaśmiecone autobusy to zmora przewoźników i prawdziwy problem po każdej wycieczce szkolnej. Ale uczniów nie da się opanować tak po prostu, można redukować szkody. Nie ma z tym jednak nic wspólnego wychowanie bezstresowe.
Jeden z przewoźników poskarżył się ostatnio, że uczniowie pewnej szkoły podstawowej zostawili mu w autobusie śmieciowe pandemonium. Resztki jedzenia, butelki z piciem, papierki… to wszystko leżało w każdym możliwym miejscu. Filmik pokazujący bałagan został opublikowany na Facebooku, a inni kierowcy lub przewoźnicy zaczęli się skarżyć na to samo.
Oto fragment jednego z komentarzy, pisownia oryginalna:
To co wyprawiają dzieci w autokarze podczas wycieczek to istne tornado!Syf w wozie niemiłosierny.Nieraz na sprzątanie trzeba poświęcić 2-3 godziny (przecież następnego dnia inny kierowca i pasażerowie nie pojadą w oborze).Rozlane napoje na fotele,śmieci między fotelami a grzejnikami,oplute szyby,zasmarkane szyby,przyklejone gumy do żucia do podłogi jak i foteli.Wielokrotnie urwane stoliki we fotelach!
Wszystko się zgadza. Pracowałam pięć lat w autobusie szkolnym jako opiekun uczniów w trakcie dowozów i zajęło mi dużo czasu nauczenie dzieci, że w autobusie zachowujemy porządek. Przy czym, prawdę mówiąc, i tak był bałagan, bo ja mogę mówić jedno, dzieci robią drugie.
Zaśmiecone autobusy
Dzieciom trudno wyjaśnić jest, że autobus to wspólne dobro, dlatego trzeba o niego dbać. Ja postawiłam wyraźną zasadę: żadnego jedzenia. Autobus szkolny odwoził dzieci do domów, a czas na spożycie posiłku miały w szkole. Piętnaście minut jazdy mogą wytrzymać, zanim wysiądą.
Z drugiej strony, jedzenie w autobusie i rozmawianie to pewna rozrywka, którą dzieci po prostu uwielbiają. Trudno jest im tego zabronić, bo ostatecznie i tak zrobią, co chcą. Mi udało się zminimalizować straty i autokaru nie trzeba było sprzątać co chwilę, aczkolwiek gdybym pozwoliła na swobodne zajadanie się słodyczami, roboty byłoby aż nadto.
I tak: ciekawskie dzieci patrzą, co można spsocić. Wciskały guzik „STOP”, odrywały gumowe elementy, wsadzały śmieci pomiędzy siedzenia, co chwila ściągały młoteczki do rozbicia szyb w razie ewakuacji, brudziły i bałaganiły. Taka jest ich natura. Kiedy zabroniłam jedzenia w autobusie, to czasami złapany na gorącym uczynku wciskał kanapkę do ust tak szybko, że bałam się, iż się udławi.
Najgorszy był słonecznik. Widzicie, wcale nie chowali łupek do kieszeni, rzucali je luźno na ziemię i hulaj dusza, piekła nie ma. Równie mocno nie znosiłam gum przyklejonych do foteli.
Co z tym zrobić?
Trudno jest opanować dziecięce zapędy. Można prosić i napominać, ale one i tak zrobią swoje, bo dzieci nie są szczególnie niegrzeczne, po prostu w grupie zachowują się nieobliczalnie, bo grupa nastawiona jest na zabawę, psoty i interakcję z otoczeniem. Zapominają o zakazach albo je ignorują, bo lepiej chwilę się pobawić i dostać burę, niż nie bawić się wcale. Zaśmiecone autobusy to tylko wierzchołek góry lodowej dziecięcej nieodpowiedzialności.
W przypadku przewoźników dobrym pomysłem byłaby kaucja. Jeśli w autobusie nie ma bałaganu (całkiem się go pozbyć nie da, ale można zredukować), to kaucja jest zwracana, jeśli nie, to zostaje zatrzymana na potrzeby sprzątania. Jeśli to nie wypali, to w najgorszym razie trzeba poprosić nauczycieli, żeby posprzątali po swoich wychowankach. Następnym razem przypilnują, żeby autobus nie zamienił się w śmietnisko.