Prawo wprost przewiduje zadośćuczynienie za śmierć najbliższego członka rodziny. A co z narzeczonym? Przecież to prawie jak rodzina. Niestety jak to często bywa, prawo swoje a życie swoje. Sądy we Wrocławiu uznały, że nie może tak być. Narzeczony to czasami więcej niż mąż i zadośćuczynienie za śmierć narzeczonego też powinno przysługiwać.
Czy prawo przewiduje zadośćuczynienie za śmierć narzeczonego?
Sprawa nie jest tak oczywista, jak mogłaby się wydawać. Wystarczy zerknąć na treść art. 446 § 4 K.C.:
Sąd może także przyznać najbliższym członkom rodziny zmarłego odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę.
Co istotne zadośćuczynienie to rekompensata za krzywdy moralne, a nie materialne. Konkretnie chodzi o wynagrodzenie bólu i cierpienia za śmierć osoby bliskiej, a nie wydatków na szpital czy innych materialnych kosztów. Przepis ten w sposób wyraźny mówi, że prawo do takiego zadośćuczynienia mają „najbliżsi członkowie rodziny”. Interpretacja tutaj może być różna.
Czy ciotka, która ma z nami lepszy kontakt niż matka, to jest najbliższy członek rodziny? Na szczęście uznaje się, że należy raczej badać faktyczną relację, a nie stopień pokrewieństwa. Dlatego odpowiedź jest twierdząca.
A czy narzeczona, mimo braku sakramentalnego „tak”, może być rodziną?
Raczej nikt nie ma wątpliwości, że małżeństwo nie działa jak dotknięcie magicznej różdżki i nie sprawia, że nagle łączy nas z dotychczasową narzeczoną o wiele bliższa więź emocjonalna niż przed zawarciem małżeństwa. Przepis to jednak przepis – jak go rozumieć w sytuacji, gdy umiera narzeczony? Przykład dały Sądy we Wrocławiu.
W rozpatrywanej sprawie kobieta była narzeczoną górnika, który zmarł tragicznie w wypadku w kopalni w roku 2016. Para znała się od 4 lat. Nie mieszkali razem, ale mieli klucze do swoich mieszkań. Mężczyzna nocował u kobiety, dokładał się do kosztów utrzymania córek kobiety i domu. Ślub był zaplanowany na lato 2017 r. Po śmierci mężczyzny kobieta wpadła w depresję, brała leki i chodziła na terapię.
Czy w takim wypadku narzeczona może być uznana za rodzinę? Sąd Apelacyjny we Wrocławiu w wyroku z dnia 6 listopada 2019 r., sygn. akt III APa 14/19 rozpatrując apelację zgodził się z Sądem Okręgowym i uznał, że tak. Decydujące jest bowiem poczucie bliskości i wspólności, więzy emocjonalne i uczuciowe oraz ścisła wspólność gospodarcza. To nie pierwszy taki wyrok. Przykładowo Sąd w Gdańsku, rozpatrując sprawę o zadośćuczynienie za śmierć narzeczonego w wypadku drogowym, uznał, że:
o tym kto jest najbliższym członkiem rodziny, decyduje faktyczny układ stosunków pomiędzy określonymi osobami, a nie formalna kolejność pokrewieństwa wynikająca w szczególności z przepisów kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, czy ewentualnie z powinowactwa. Aby ustalić, czy występujący o zadośćuczynienie jest najbliższym członkiem rodziny nieżyjącego, sąd powinien stwierdzić, czy istniała silna i pozytywna więź emocjonalna pomiędzy dochodzącym tego roszczenia a zmarłym. Wyrok SA w Gdańsku w wyr. z 13.11.2012 r., sygn. akt V ACa 849/12
Zadośćuczynienie za śmierć narzeczonego
Jak widać, czasami prawo wędruje swoją drogą, a prawdziwe życie swoją. Niedawno przecież, Sąd Najwyższy wydał powszechnie krytykowaną uchwałę, zgodnie z którą, więź rodzinna to nie jest dobro osobiste i zadośćuczynienie się nie należy. W tamtej sprawie chodziło o prawo do zadośćuczynienia dla osoby bliskiej nie w przypadku śmierci, a np. ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W dawniejszych słusznie minionych czasach w ogóle kwestionowano możliwość zasądzania zadośćuczynienia członkom najbliższej rodziny zmarłego. Uważano, że stanowiłoby to formę niemoralnego wzbogacenia spowodowanego śmiercią osoby bliskiej (uchwała 7 sędziów SN sygn. akt C 15/51).
Jak to ujął w latach 50-tych Sąd Najwyższy:
Poczucie socjalistycznej moralności razi natomiast myśl o możliwości wyrównywania przykrości doznanej przez śmierć drogiej osoby zwiększonymi wydatkami konsumpcyjnymi.
Jak widać więc, temat jest tak samo prosty, jak i skomplikowany. Nie ma żadnego środka, który pozwoliłby ukoić tragedię straty i poczucia krzywdy. Jedyne co można zaoferować jako wynagrodzenie to pieniądze. W czasach PRL-u można było uznać, że wynagrodzenie osobie bliskiej śmierci pieniędzmi – które przecież będą wydane na moralnie naganną konsumpcję – jest niedopuszczalne. Późniejsza linia orzecznicza, jeszcze w czasach PRL-u, oczywiście zmieniła się na korzyść poszkodowanych. Jedno na pewno się nie zmienia – poczucie straty i bólu po śmierci osoby bliskiej, które nie zależy ani od zawarcia małżeństwa, ani od czasów w których żyjemy.