W USA istnieje limit prędkości, który ustalany jest pod kierowców. Na podstawie realnego ruchu wprowadza się ograniczenia, co jest pomysłem, który pojawia się bardzo często w dyskusji, jako idealne rozwiązanie na uzdrowienie polskiego systemu ograniczeń. Okazuje się jednak, że stanowi to duży problem.
Limit prędkości pod kierowców
Portal „BRD24” donosi, że amerykańskie metody ustalania limitu prędkości pod kierowców niekoniecznie sprawdzają się tak, jak by tego chcieli polscy zwolennicy pomysłu. W Kalifornii regularnie prowadzi się pomiary średniej prędkości właśnie po to, by dostosować limity prędkości na drogach do preferencji kierowców.
Przepisy stanowe stanowią, iż ograniczenie prędkości musi odzwierciedlać realny ruch na drodze, a jeżeli wszyscy jeżdżą średnio szybciej, to limity muszą zostać podniesione.
Źródłowy serwis podkreśla, że takie prawo wprowadzono po to, by – tutaj ucieszą się krytycy polskiego prawa drogowego – kierowcy byli chronieni przed ustalaniem nieadekwatnych ograniczeń prędkości w celu wystawiania im mandatów.
Okazuje się, że taki stan rzeczy sprzyja nie tylko lubiącym szybką jazdę kierowcom, ale – co nie dziwi – wypadkom drogowym. Podaje się, że w Kalifornii rocznie w wypadkach umiera 3,6 tys. osób, a 13 tys. zostaje poważnie rannych. Dla porównania, w Polsce (która jest zbliżona do Kalifornii pod względem powierzchni i liczby ludności), co roku ginie kilkaset osób mniej.
Walka o zmianę prawa
Deputowana do izby niższej stanowego parlamentu Laura Friedman wyszła z inicjatywą zmiany obowiązującego prawa, co jednak się nie do końca udało. Powołano jednak specjalną komisję „Zero Traffic Fatalities Task Force”, której zadaniem jest opracowanie nowych przepisów tak, aby na drogach ginęło znacznie mniej kierowców.
Portal „BRD24” powołuje się na badania, według których kierowcy – wbrew założeniom sprzed 60 lat, gdy wprowadzono w USA rzeczone prawo – sami z siebie nie dostosowują prędkości do wartości optymalnej i bezpiecznej. Wydaje się, że może to być spowodowane przecenianiem swoich umiejętności na drodze i myśleniem życzeniowym, wyrażającym się w przekonaniu, że nic się złego przecież nie stanie.
Amerykański przykład dowodzi jedynie temu, że pozostawienie dowolności na drodze jeżeli chodzi o dozwoloną prędkość to rozwiązanie, które z pewnością nie spełni swojej funkcji. Kierowcy z reguły będą chcieli jeździć szybciej, relatywizując takie zachowanie swoistą walką z bezmyślnością ustawodawcy, który przecież ograniczenia prędkości wprowadza nierozsądnie i najczęściej po to, by umożliwić karanie kierowców na polskich drogach.