Sopot walczy z klubami go-go od dobrych kilku lat. Dziś otworzył nowy front tej walki. W czwartek rano przed czterema z nich stanęły informacyjne „kubiki”. Czterostronne tablice ostrzegają potencjalnych klientów, że wchodząc do takich miejsc mogą paść ofiarą oszustwa. Chyba kij wszedł w mrowisko, bo już po kilkudziesięciu minutach była pierwsza próba zniszczenia takiego kubika.
Sopot walczy z klubami go-go
Tablice ustawione przez władze Sopotu zawierają informacje po polsku, po angielsku i w językach skandynawskich. Bo to właśnie goście z północy bardzo często padają ofiarą oszustów. Policja w całej Polsce pracuje nad setkami spraw, w których schemat działania był podobny. Klient wchodził do klubu, zachęcany przez „naganiacza” bądź „naganiaczkę”. Wchodził do środka, zamawiał drinka, po czym „urywał mu się film” i budził się rano z opróżnionym kontem. Nigdy jednak nie udowodniono żadnemu klubowi, że drinki wzbogacane są na przykład o tabletki gwałtu, powodujące że klient traci kontakt z rzeczywistością. Sprawy więc były umarzane, a osoby odpowiedzialne z dnia na dzień zaczęły czuć się coraz bardziej bezkarnie. Pisaliśmy już zresztą o tym, że pewnie Norweg wydał 137 000 zł w Cocomo. Jego sprawa została w Polsce zamknięta.
Warning! Scam in go-go clubs!
„Największa zgłoszona strata w klubie go-go w 2019 roku to 128 000 złotych”. Taka jest najważniejsza informacja bijąca z tablic ustawionych przy czterech sopockich lokalach. Jest też statystyka: „W 2019 roku odnotowano 34 zgłoszenia o możliwości popełnienia przestępstwa”. Chodzi tylko o Sopot, tymczasem podobny proceder dzieje się w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu czy w Krakowie. W tym ostatnim zresztą klub go-go uznano za sprzeczny z moralnością publiczną.
Straż miejska w Sopocie o historii z klubami go-go mówi w dramatycznych słowach. Komendant mówi, że ma nagrania, na których widać ludzi wyrzucanych z tych lokali w samej bieliźnie. W innych przypadkach klienci są wynoszeni na noszach albo, po wyjściu, robią sobie krzywdę. I tak, często sprawa rozchodzi się po kościach, bo albo klient okazuje się majętnym przybyszem z zagranicy, którego nie zaboli nawet kilka tysięcy ubytku na koncie. Albo wszystko zrzucane jest na syndrom upojnej nocy, o której szczegółach lepiej by nie dowiedziała się żona/dziewczyna. Ale to wcale nie oznacza, że powinniśmy przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Bo ci okradzeni ludzie wrócą do siebie i część z nich opowie, choćby w swoich lokalnych mediach, jak to w Polsce kradną w bezwzględny sposób.
Jacek Karnowski w samotnej walce z go-go
Krajowym liderem w walce z klubami go-go jest prezydent Sopotu. Jacek Karnowski zdaje sobie sprawę jak duży wpływ może mieć na ruch turystyczny rozprzestrzenianie się informacji o klubach, w których opróżniane są portfele. Wie też jednak, że sam może jedynie kąsać właścicieli takich lokali. Wcześniej na przykład drobiazgowo kontrolował sprzedaż przez nich alkoholu. Dziś wyciąga tablice, które pewnie i tak wszystkich nie odstraszą. Ale dopóki samorządy nie dostaną w walce z klubami go-go potężnego wsparcia w postaci pomocy rządu, to tej wojny nie wygrają.
A na koniec wisienka na torcie. Władze Sopotu dziś na 12:00 zaprosiły dziennikarzy by poinformować opinię publiczną o akcji z „kubikami”. Kilka godzin wcześniej zaczęto je ustawiać przy klubach. Wystarczyła chwila, by „doszło do próby usunięcia takiego kubika sprzed jednego z klubów, a sprawcę na gorącym uczynku ujęła Straż Miejska”. Czyli zabolało! I dobrze, ma boleć.