Gawker upadł. Czy wkurzony polski celebryta mógłby zniszczyć Pudelka?

Gorące tematy Codzienne Dołącz do dyskusji (439)
Gawker upadł. Czy wkurzony polski celebryta mógłby zniszczyć Pudelka?

Gawker Media to całkiem spore przedsiębiorstwo medialne z USA, właściciel takich serwisów jak Gawker.com, Gizmodo czy Lifehacker. Hulk Hogan pozwał serwis za publikację seks-taśmy z jego udziałem, co skończyło się zasądzeniem rekordowego odszkodowania, a w konsekwencji – ogłoszeniem bankructwa przez serwis oraz jego założyciela, Nicka Dentona. Tryumf prawa do prywatności czy zamach na wolność słowa?

Gawker publikuje, Hogan pozywa

Wszystko zaczęło się od tego wpisu (nie bójcie się, wrażliwego materiału wideo tam nie znajdziecie). Hulk Hogan, znany również  i w Polsce wrestler, nie był zadowolony z publikacji nagrania wideo, na którym uprawia seks. Pozwał zarówno Gawkera, Nicka Dentona, jak również autora wpisu – redaktora A.J. Daulerio. Ostatecznie, decyzją sądu pierwszej instancji, Nick Denton jest zobligowany do zapłaty 10 milionów dolarów odszkodowania, a Gawker Media – 140 milionów dolarów.

Nie powinno zatem nikogo dziwić, że – w oczekiwaniu na rozpatrzenie apelacji – zarówno Denton, jak i Gawker złożyli wniosek o upadłość na podstawie tzw. Chapter 11 – część amerykańskiego prawa upadłościowego.

Czy polscy celebryci też mogą liczyć na takie wyroki?

Prawo do prywatności to jedno z podstawowych praw człowieka, chronione już na poziomie konstytucyjnym (art. 47):

Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym.

Prywatność to prawo objęte ochroną na podstawie szeregu przepisów (choćby art. 23 kodeksu cywilnego, mówiącego o dobrach osobistych), w tym również norm regulujących działalność mediów. W art. 14 ust. 6 ustawy Prawo prasowe ustawodawca wskazał:

Nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby.

Publikacje prasowe, aby były w pełni zgodne z przepisami polskiego prawa – a zatem nienarażające wydawcy na ryzyko przegrania ewentualnego procesu wytoczonego przez celebrytę – muszą być „bezpośrednio związane z działalnością publiczną danej osoby”. Dlatego np. nie stanowi naruszenia prawa do prywatności publikacja o rzekomym romansie znanego, prawicowego polityka ze swoją asystentką. Jak wskazał Sąd Apelacyjny w Gdańsku (I ACa 206/14):

Jeżeli interes obywatela rozumieć, nie jako prawo do posiadania wiedzy o życiu prywatnym i osobistym polityków dla samej satysfakcji ingerowania w ten sposób w ich prywatność, lecz jako wiedzę pozwalającą na weryfikację ich wiarygodności, prawdomówności, konieczną przy dokonywaniu świadomej oceny działalności osoby publicznej w kontekście jej postępowania w życiu prywatnym z prezentowanym publicznie światopoglądem, systemem moralnym i etycznym, dla postrzegania tej osoby przez obywateli, również w kontekście art. 61 Konstytucji RP, to pewne informacje o życiu prywatnym osób publicznych nie tylko mogą, ale wręcz powinny być publikowane.

Ale zmniejszony zakres prawa do prywatności dotyczy nie tylko polityków. Całkiem słusznie polskie sądy uznają, że osoby obecne w mediach muszą godzić się na ujawnianie informacji o ich życiu prywatnym, jeżeli te informacje dotyczą ich obecności w mediach. Za każdym razem należy jednak dokonać analizy danej publikacji pod kątem związku danej informacji z publiczną sferą działalności osoby. Sąd Apelacyjny w Warszawie (I ACa 1362/14) orzekł, że „W każdym przypadku należy wykazać, iż jej  (tj. informacji – MK) upublicznienie ma silny, bo bezpośredni związek z działalnością publiczną danej osoby i z tego względu przynależy do sfery „powszechnej dostępności”„.

Prawo do prywatności dotyczy również tych celebrytów, którzy sami zabiegają o zainteresowanie ze strony mediów. Okazjonalne „ustawki” z paparazzi nie stanowią zatem zgody na publikację dowolnych materiałów dotyczących życia prywatnego.

Czy publikacja seks-taśmy w polskim serwisie spotkałaby się z równie „hojną” decyzją sądu? Nie ulega wątpliwości, że co do zasady publikacja tego rodzaju materiału naruszałaby prawo do prywatności, choć można też sobie wyobrazić sytuację, w której nagranie mogłoby być opublikowane (po, jak się zdaje, odpowiedniej obróbce) – np. ukazywałoby obłudę znanego polityka. Niemniej jednak nie wydaje się, by prywatne, konsensualne igraszki znanego wrestlera w zaciszu sypialni spełniały to kryterium. W tej sytuacji prymat interesu (bez skojarzeń proszę) prywatnego nad publicznym jest aż nadto widoczny.

Zupełnie inaczej wygląda natomiast kwestia wysokości ewentualnego odszkodowania. 140 milionów dolarów to nawet jak na warunki amerykańskie kosmiczna kwota, wielokrotnie przekraczająca odszkodowania z tytułu spowodowania śmierci. Czy prawo do prywatności jest warte aż tyle?