Mondelez walczy z otyłością, chociaż efektem będzie przede wszystkim większy zysk ze sprzedaży. Znany producent zmniejsza opakowania (razem z zawartością), zostając przy starej cenie. Genialne posunięcie w swojej prostocie.
Mondelez walczy z otyłością
Mondelez to producent wielu produktów, w tym słodyczy. Znanymi w Polsce markami są m.in. Oreo, Toblerone, Halls, LU, Milka, Belvita, czy Mikado. Rzeczone przedsiębiorstwo wzięło się za walkę z otyłością. I czyni to w dosyć kontrowersyjny sposób.
Jak wskazuje „Rzeczpospolita”, zmiany dotkną produktów marki Cadbury, znanej głównie z Wielkiej Brytanii, ale produkty tejże dostępne są również w Polsce – jak czekolady Dairy Milk.
Nie dajcie się jednak zwieść, że to, iż Mondelez walczy z otyłością, sprowadzi się do obniżenia zawartości cukru, czy też tłuszczu. W praktyce obniżenie kalorii, to obniżenie ilości produktu w opakowaniu. Przy jednoczesnym zachowaniu cen.
Kiedy zmiany się pojawią?
Źródłowy serwis wskazuje, że produkty marki Cadbury zostaną odchudzone do końca 2021 roku – i chodzi tylko o te słodycze, które sprzedawane są w czteropakach.
Każdy z produktów w czteropaku ma mieć nie więcej niż 200 kalorii. Producent (Mondelez) tłumaczy, że celem zmian jest walka z otyłością i cukrzycą, co wskazał m.in. dyrektor zarządzający Mondelez – Louise Stigant – w rozmowie z BBC.
Musimy odgrywać naszą rolę w walce z otyłością i będziemy to robić z zaangażowaniem, bez kompromisów w stosunku do preferencji konsumentów
Nie spotkało się to jednak ze zrozumieniem ze strony klientów.
Ci w takim działaniu widzą przede wszystkim zjawisko, które nazywa się „shrinkflation”. Oznacza ono realne zwiększenie ceny produktu, poprzez jego zubożenie. Klient płaci tyle samo, ale w dostępnym na rynku opakowaniu produktu jest mniej.
Skandaliczne działanie Mondelez?
Oburzenie klientów jest zrozumiałe. Sposób, w jaki Mondelez walczy z otyłością, poskutkuje przede wszystkim zwiększeniem przychodów.
Nie jestem jednak sceptycznie nastawiony co do samej idei. Większość dostępnych na rynku produktów, uznawanych jako „przekąski”, cechuje się wysoką kalorycznością, ale i dużą ilością produktu w opakowaniu.
Problem nie dotyczy zresztą jedynie przekąsek, a wielu innych produktów. Można wskazać dziesiątki przykładów kalorycznej żywności, którą „spożyć należy w ciągu 24-48 godzin”. Porcje są po prostu za duże i utrudniają trzymanie zbilansowanej diety.
Jako że przyrost masy ciała człowieka zasadniczo wynika z nadwyżki przyjmowanych kalorii względem dziennego zapotrzebowania, to zmniejszanie opakowań nie wydaje się działaniem złym.
Może to jest jakaś metoda, by uczyć klientów tego, że sięganie po mniejsze porcje będzie dla nich lepsze? Oczywiście metoda skuteczna wtedy, gdy nie łączy się z utrzymywaniem cen. A co gorsza ich podnoszeniem. Takie praktyki w mojej opinii rujnują całą ideę i wskazują klientom, że raczej nie o ich dobro może chodzić.