Sytuacja za naszą wschodnią granicą zmienia się dość dynamicznie. Próby brutalnego spacyfikowania pierwszej fali protestów tylko wzmogły opór ze strony społeczeństwa. W poniedziałek rano rozpoczął się strajk generalny na Białorusi. Łukaszenka tymczasem nie zamierza oddawać władzy i próbuje uzyskać pomoc u Władimira Putina.
Opozycja nie ugięła się przed przemocą, strajk generalny na Białorusi to nowy etap walki z Łukaszenką
Strajk generalny na Białorusi może wiele zmienić. Do demokratycznej opozycji i młodzieży niezadowolonej ze sfałszowania wyborów prezydenckich przez Aleksandra Łukaszenkę dołączyli bowiem także robotnicy. Już od piątku na protestach można było dostrzec liczne grupy pracowników największych zakładów przemysłowych w kraju. Do protestujących dołączają też chociażby lekarze.
Dzisiaj, jak się okazuje, strajkują także pracownicy białoruskiej państwowej telewizji. Wyrażają w ten sposób solidarność z resztą narodu, oraz oczekiwanie zmian. W tym także możliwości rzetelnego wykonywania swojej pracy zamiast konieczności uprawiania prorządowej propagandy. Telewidzowie mogą obecnie oglądać puste studia, w najlepszym wypadku powtórki rosyjskich filmów.
Zorganizowany w niedzielę wiec poparcia dla białoruskiego prezydenta zgromadził raptem kilka tysięcy osób. Najprawdopodobniej zwiezionych z całego kraju specjalnie na tą okazję. Władze twierdzą, że było ich 50 tysięcy. Co znamienne: uczestnicy tego zgromadzenia oprócz oficjalnej flagi Białorusi, czy sztandarów poszczególnych zakładów pracy, okazyjnie trzymali także flagi rosyjskie.
Tymczasem opozycyjny Wiec Wolności w Mińsku zgromadził około 200 tysięcy uczestników. Prawdopodobnie była to największa demonstracja w historii tego kraju. Oprócz tego ludzie gromadzą się w pozostałych większych miastach. Biało-czerwono-biała flaga Białorusi staje się wręcz wszechobecna, zupełnie wypierając oficjalną, czerwono-zieloną.
Protesty na Białorusi od samego początku miały charakter wyłącznie pokojowy. Nawet wówczas, gdy OMON i inne białoruskie służby starały się zdusić w zarodku bunt przeciwko sfałszowaniu wyborów. Od tej pory udokumentowano wiele przypadków nie tylko samej przemocy, ale wręcz tortur względem zatrzymanych. W ostatnich dniach reżim Łukaszenki przestał uciekać się do tego typu metod.
Strajk generalny na Białorusi może zachęcić społeczność międzynarodową do opowiedzenia się po stronie opozycji
Kontrkandydatka Łukaszenki w wyborach prezydenckich na Białorusi, Swietłana Cichanouska, opublikowała w poniedziałek nowe oświadczenie. Podziękowała Białorusinom za głosy oddane na nią, oraz organizację w walce z reżimem. Przede wszystkim jednak wyraziła gotowość do pełnienia funkcji narodowego przywódcy, do momentu przeprowadzenia uczciwych wyborów.
Nie jest to z pewnością ogłoszenie siebie legalnym prezydentem, jak w Wenezueli zrobił Juan Guaido. Z całą pewnością jednak coś się zmieniło. Wielka Brytania oficjalnie odmówiła uznania wyników wyborów na Białorusi. Komisja Europejska się wreszcie obudziła, jej przewodnicząca wezwała do wprowadzenia nowych sankcji względem Mińska.
Z całą pewnością wytrwałość protestujących i sama skala wystąpień przeciwko Łukaszence może jednak zmusić świat zachodni do reakcji. Strajk generalny na Białorusi w tym przypadku prawdopodobnie stanowi punkt zwrotny – o ile ten faktycznie okaże się czymś powszechnym.
Jeżeli Aleksander Łukaszenka łudził się, że ma jeszcze jakieś realne poparcie w narodzie, to strajk generalny na Białorusi z pewnością go otrzeźwił. Białorusini na tyle przestali się bać swojego prezydenta, że pracownicy zakładów MZTK byli gotowi wykrzyczeć mu w twarz „Oddaj władzę!”.
Warto zwrócić uwagę na oficjalne przeprosiny ze strony egzarchy białoruskiego Patriarchatu Moskiewskiego. Metropolita Paweł w piątek przeprosił za przedwczesne złożenie gratulacji Łukaszence z okazji zwycięstwa w wyborach.
Rosja wcale nie musi być zainteresowana dalszym utrzymywaniem Aleksandra Łukaszenki u władzy
Łukaszenka zapowiada przy tym, że ani myśli przeprowadzić nowe wybory, czy rozstawać się ze swoim stanowiskiem. Ma w końcu jeszcze jednego asa w rękawie. Aleksander Łukaszenko w niedzielę rozmawiał z Władimirem Putinem o sytuacji na Białorusi. Prezydent Rosji wyraził przy tym gotowość pomocy w rozwiązaniu problemów tego państwa. Czy to oznacza rosyjską interwencję w celu zdławienia protestów? Niekoniecznie.
Oczywiście, taka możliwość istnieje. Dojdzie do tego jednak wówczas, gdy Kremlowi będzie się opłacać utrzymywanie Łukaszenki u władzy. To może nastąpić wówczas, gdy białoruski prezydent ugnie się w kwestii dalszej integracji Białorusi i Rosji. Skala protestów i strajk generalny na Białorusi to znakomite karty przetargowe w rozgrywce pomiędzy Putinem a Łukaszenką.
Przeprowadzenie takiej operacji nie jest do końca na rękę Rosjanom. Wiedzą z pewnością, że to najlepszy sposób na wywołanie antyrosyjskiego resentymentu w kolejnym po Ukrainie „bratnim narodzie”. Zwłaszcza, że sama Federacja Rosyjska boryka się z podobnymi problemami, co Aleksander Łukaszenko.
Równie dobre Rosja może pomóc Białorusinom rozwiązać swoje problemy w inny sposób. W grę wchodzi chociażby mediacja, czytaj: narzucenie wypracowanego na Kremlu rozwiązania, które gwarantuje utrzymanie rosyjskich wpływów w tym kraju. Za to niekoniecznie musi gwarantować dalszego trwania u władzy Łukaszenki. Nie jest przecież tajemnicą, że białoruski prezydent igrał z Władimirem Putinem o kilka razy za dużo, żeby puścić mu to płazem.
O przyszłości Białorusi zdecydują jednak najpewniej obywatele tego kraju. Jeżeli za pracownikami państwowej telewizji i ambasadorem na Słowacji pójdą inni przedstawiciele reżimu, to ten będzie musiał upaść. Strajk generalny na Białorusi może dobitniej podpowiedzieć filarom władzy Łukaszenki, że to nie jest już człowiek, na którego warto stawiać.