Aleksander Łukaszenka wciąż widzi źródło swoich problemów w zachodnich sąsiadach. Wyproszenie wsparcia u Władimira Putina najwyraźniej ośmieliło białoruskiego prezydenta. Teraz deklaruje on, że Białoruś zamknie granice z Polską i Litwą.
Białoruś zamknie granice z Polską i Litwą by powstrzymać rzekomą agresję ze strony tych państw
Władze Białorusi starają się przekonać świat, że oto zachód po raz kolejny stara się obalić legalnie wybrany rząd poza swoją strefą wpływów. Wtóruje im Moskwa ogłaszająca, że białoruskie protesty to nic innego jak amerykański spisek.
Rolę głównego złego, poza Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią, grają w tym przypadku Polska, Litwa i Czechy. Wszystkie te państwa miały w ciągu ostatniej dekady przygotowywać misterny plan zorganizowania na Białorusi kolejnego Majdanu. Prezydent Aleksander Łukaszenka, „wybrany” w ewidentnie sfałszowanych sierpniowych wyborach na kolejną kadencję, od dłuższego czasu straszy agresją ze strony zachodnich sąsiadów.
Najpierw groził nałożeniem sankcji na Polskę i Litwę, teraz ogłasza że planuje zamknięcie zachodnich granic swojego państwa. Prezydent podczas Forum Kobiet w Mińsku stwierdził nawet: „Nie wiemy, z czym oni jeszcze wyskoczą. Zostało zaledwie kilka chwytów, by rozpocząć gorącą wojnę„. Przyrównał rzekome działania sąsiadów do niemieckiego Blitzkriegu, który oczywiście się nie udał.
Aleksander Łukaszenka straszy swoich obywateli zachodnią agresją bo robi to Władimir Putin w Rosji i u niego jakoś to działa
Żeby powstrzymać rzekome zagrożenie ze strony sąsiadów, Białoruś zamknie granice z Polską i Litwą. Łukaszenka wspominał także o konieczności dodatkowego wzmocnienia granicy z Ukrainą. Już od jakiegoś czasu władze w Mińsku miały przerzucać wojska na zachodnią granicę. Białoruski prezydent wspominał także o „polskich flagach wywieszanych w Grodnie”.
Z polskiej perspektywy takie deklaracje i zachowanie wyglądają co najmniej niepokojąco. Łukaszenka zapewnia jednak, że nie jest agresorem. Nie chce również, by jego kraj – ale też Polska i Litwa – stały się teatrem działań wojennych. Apeluje przy tym do społeczeństw sąsiednich państw, by „powstrzymały swoich szalonych polityków”.
To oczywiście bardzo miłe, że ktoś uważa, że nasz kraj jest w ogóle w stanie przeprowadzić tak ambitną operację. Mało jednak prawdopodobne, że przywódca Białorusi w ogóle wierzy w to co mówi. Straszenie agresją zbrojną ze strony zachodu to w końcu sprawdzony rosyjski sposób na poskramianie niezadowolonego narodu. Aleksander Lukaszenka zawsze w końcu chętnie czerpał ze sprawdzonych radzieckich wzorców.
Nie wiadomo na razie czy i kiedy Białoruś zamknie granice z Polską, przejścia graniczne na razie funkcjonują normalnie
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, jak podaje TVN24, nie odnotowało żadnych zakłóceń w funkcjonowaniu przejść granicznych na granicy z naszym wschodnim sąsiadem. Nie wiadomo więc kiedy, jeśli w ogóle, Białoruś zamknie granice z Polską.
Wiele wskazuje na to, że Aleksander Łukaszenka może jednak utrzymać się u władzy. Choć protesty na Białorusi cały czas trwają, reżim zintensyfikował w ostatnich dniach aresztowania opozycjonistów. Najprawdopodobniej przyjął strategię przeczekania protestów – zakładając, że jeśli dostatecznie długo będzie twardo odmawiał ustąpienia i stopniowo pacyfikował opór, to Białorusini w końcu dadzą sobie spokój.
Biorąc pod uwagę ostatnie zbliżenie Łukaszenki i Putina, taki scenariusz nie jest zupełnie niemożliwy. Wszyscy chyba zdają sobie sprawę z tego, że siłowe obalenie „ostatniego dyktatora Europy” nie wchodzi w grę. Dlatego właśnie straszenie przez niego groźbą wojny, i to takiej w której Polska miałaby być jednym z agresorów, jest absurdalne.
Jeżeli Białoruś zamknie granice z Polską, Litwą i Ukrainą, to te kraje raczej zbytnio na tym nie ucierpią. Zarówno jeżeli chodzi o wymianę handlową, jak i nawet o tranzyt. Cały czas pozostaje jednak aktualne pytanie: Łukaszenka znowu zapomniał o Łotwie?