Proboszcz tamtejszej parafii przemianował podlegający mu cmentarz w „park cmentarny”, by ludzie mogli odwiedzić groby bliskich. Pomysł jakkolwiek interesujący, to warto wiedzieć, że to żaden prawniczy trik – nekropolia bynajmniej nią nie przestała być z powodu przywieszenia kartki na bramie cmentarnej.
Ale to prawda. Cmentarz w Ksawerowie w sobotę był otwarty. Ba, przyjechała nawet policja, która starała się przekonać proboszcza, że źle czyni, ale ten pozostał nieugięty.
Większość mieszkańców chwali postawę proboszcza. Uważają, że decyzja o zamknięciu cmentarzy została przez rząd ogłoszona zbyt późno. I zamiast odwiedzin na grobach rozłożonych na kilka dni, w efekcie wczoraj ludzie szturmowali cmentarze, by zapalić znicze na pomnikach najbliższych. Na wielu cmentarzach był tłok do północy. Nie to chyba mieli na myśli rządzący, by w ciągu kilku wieczorno- nocnych godzin zgromadzili się ludzie.
Proboszcz Ksawerowa bez wątpienia jest człowiekiem pomysłowym. A przy tym – nie ma co ukrywać – odważnym, bo nie wiadomo jak tę decyzję ocenią jego kościelni przełożeni. Na pewno zdobył serca wiernych. Warto jednak zauważyć, iż w polskich parkach nie można chować zmarłych. Poza cmentarzami pochówek jest możliwy jedynie w katakumbach. Sądzę jednak, że proboszcz doskonale o tym wie. Zdaje sobie sprawę też z tego, że nie wystarczy przywiesić kartki do cmentarnej bramy, by nagle, jednym magicznym ruchem, cmentarz przestał być cmentarzem.
Tyle że ocena prawna tej sytuacji jest o tyle pozbawiona sensu, że zapewne ksiądz postanowił sobie zażartować z rządzących, być może wyrazić w ten sposób swój sprzeciw i jednocześnie umożliwić mieszkańcom odwiedzenie grobów bliskich. Cmentarz w niedużej miejscowości nie stanowi zagrożenia epidemiologicznego. Tu nie ma tłumów jak na wielkomiejskich nekropoliach. Dlatego nie można też uznać, by postępowanie proboszcza Ksawerowa było nieodpowiedzialne.
1 listopada traktujemy jako jeden z najważniejszych dni w roku. Tego dnia odwiedzamy nie tylko groby zmarłych, często pokonując kilkaset kilometrów. To również okazja do spotkań rodzinnych. Wielu z nas w tym dniu „zaliczała” wiele grobów. „Zaliczała” – to właściwe słowo. Brakowało często czasu na modlitwę, przemyślenia, wspominanie zmarłych. Ważne było, by groby zastawić jak największą ilością zniczy, wiązanek i kwiatów. Chyba nie o to powinno chodzić. Pamiętać o zmarłych powinniśmy nie tylko ten jeden dzień w roku. Może więc tegoroczne święto, tak inne przez koronawirusa i rządzących, będzie miało wielki plus. Zamiast ganiać od grobu do grobu, zaliczając kolejne cmentarze, usiądziemy i powspominamy bliskich, których już nie ma z nami. Wierzący się pomodlą. Jeśli nie możemy odwiedzić grobów bliskich, to znajdźmy czas by myślami pobyć z tymi, których wśród nas nie ma. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.