Radio Wolna Azja poinformowało o drastycznym deficycie ziarna, które stanowi podstawę produkcji żywności w kraju Kim Dzong Una. Jak przystało na prawdziwą dyktaturę, Korea Północna zwalcza niedobór zboża kosztem ludności i „zaleca” wszystkim oszczędzanie jedzenia pod groźbą kary dla tych, którzy będą je marnować.
Kryzys, jakiego nie było od lat
Jak podało RWA, już w maju Południowokoreańskie Ministerstwo Zjednoczenia oszacowało, że w Korei Północnej zabraknie około 860 tys. ton zboża z 5,5 mln, których potrzebuje państwo, by wyżywić ludność. Warto jednak zaznaczyć, że PMZ dokonało obliczeń przed powodzią i tajfunami, które miały miejsce w Korei Północnej pod koniec lata. W wyniku tych wszystkich katastrof utracono dodatkowo 200 tys. ton.Można pomyśleć – zostaje przecież jeszcze 4,4 mln ton, więc z drobną pomocą da się zażegnać kryzys. Otóż okazuje się, że nie do końca, ponieważ od momentu upadku Związku Radzieckiego, Korea Północna produkuje żywność na granicy deficytu.
Dobrze w tej kwestii było do 1991 roku, kiedy z racji taniego paliwa do Korei wysyłano z Rosji ogromne ilości nawozów chemicznych. Potem gdy ich zabrakło rząd, zamiast wypracować własne środki przyspieszenia produkcji, rozpoczął kampanię „Jedzmy po dwa posiłki dziennie”. Nie pomogła, a skutkiem polegania na bardzo ograniczonych własnych zasobach był panujący przez cztery lata głód, który doprowadził do śmierci 10 procent narodu. Obawy, ze obecnie Kim Dzong Un zaczyna kalkulować życiem ludności, są więc bardzo uzasadnione.
Korea Północna zwalcza niedobór zboża
Oczywiście ochrona socjalistycznej gospodarki zależy teraz w pełni od zdolności obywateli do oszczędzania i ich aktywności w dbaniu o wspólne dobro, pisze w dyrektywach Komitet Centralny Partii Robotniczej Korei. Na początku listopada władze poinformowały, że wszystkich, którzy zdecydują się na marnotrawienie żywności, pędząc bimber czy wypiekając ryżowe ciastka i chleb na coroczne święto pod koniec roku, czekają surowe konsekwencje. Zamiast zbożowych produktów ludzie muszą zaspokoić się owocami i warzywami, a na odświętny obiad mogą zjeść po misce makaronu. W celu ścigania nadużyć KC już utworzyło specjalne zespoły kontrolne.
Politycy informują, że chodzi o ochronę socjalistycznego systemu. Wobec tego możemy sądzić, że każdy, kto teraz w Korei zostanie posądzony o marnowanie jedzenia, równocześnie wystąpi przeciwko racji stanu. A wiadomo, jak komuniści postępują wobec takich „nieposłusznych rewolucjonistów”. Mimo tego, że Korea nie od kilku lat nie jest w stanie poradzić sobie z ciągle spadającą produkcją zboża, państwo nie zwróci się po pomoc do swoich sprzymierzeńców czy społeczności międzynarodowej. W zamian zakazuje rolnikom, których głównym źródłem utrzymania jest sprzedaż ziarna, jakiekolwiek nawet przewożenia zboża. Kontrolerzy ustawieni na obrzeżach miast sprawdzają każdy samochód, wózek, czy nawet worek niesiony na plechach – wyznaje rozmówca RWA. Ceny innych produktów rosną, rolnicy, dystrybutorzy i producenci żywności zbożowej nie mogą zarabiać, co w dalszym ciągu doprowadzi ludzi do biedy i głodu.
Choć zdajemy sobie z tego sprawę, trudno uwierzyć, że dziś nadal istnieją takie systemy i aparat ucisku. Kiedy Państwo staje się dobrem wyższym niż dobro ludzi, którzy je utrzymują i przede wszystkim żyją w nim na co dzień, kiedy żadna ponadnarodowa instytucja nie ma wpływu na rządzących takimi krajami, człowiek i jego prawa, nawet te najbardziej podstawowe, zależą woli zamordysty, który z problemami reszty ludzi nie ma nic wspólnego.