Ogólnopolski Strajk Kobiet obecnie zastanawia się nad tym, czy obowiązująca definicja gwałtu nie powinna ulec zmianie. Gdyby rzeczywiście wysunąć taki postulat, mielibyśmy chyba pierwsze stronnictwo polityczne domagające się liberalizacji przepisów dotyczących przestępstwa zgwałcenia.
Ktoś w Ogólnopolskim Strajku Kobiet chciałby reformować prawo karne w duchu Konwencji Stambulskiej
Ktoś mógłby zarzucić Ogólnopolskiemu Strajkowi Kobiet, że ta organizacja zajmuje się obecnie wszystkimi tematami, tylko nie tym jednym, który wyprowadził setki tysięcy Polek i Polaków na ulicę. Niewątpliwie jednak problemy kobiet, czy polskiego społeczeństwa w ogóle, nie zaczynają się ani nie kończą na temacie aborcji.
Równocześnie kierownictwo OSK wykazuje niewątpliwe ambicje polityczne. Nie pierwszy raz w ciągu ostatnich lat, zapewne nie ostatni. Stąd zresztą zapewne manifestowanie niechęci względem innych środowisk opozycyjnych. Takich, jak Platforma Obywatelska, czy Szymon Hołownia.
Nie ma w tym oczywiście nic z definicji złego, że OSK chce zajmować się szerokim spektrum zagadnień. Nie sposób jednak oceniać stronnictwa politycznego inaczej, niż przez pryzmat jego realnej skuteczności. Tu zaczynają się schody. Bo jak w końcu inaczej podsumować organizację, która na poważnie rozważa, czy przypadkiem nie należy zliberalizować przepisów dotyczących zgwałcenia? A właśnie o takim zamieszaniu możemy dowiedzieć się właśnie z mediów społecznościowych.
Oczywiście, z pewnością nie taka intencja przyświeca działaczkom i działaczom wysuwającym teraz taką a nie inną propozycję. W tym przypadku bolączkę stanowi obowiązująca definicja gwałtu. Osoby sugerujące zmiany argumentują, że przepisy należałoby zreformować w duchu Konwencji Stambulskiej.
„Definicja Gwałtu” postulowana w OSK zapewnia dużo gorszą ochronę przed przemocą seksualną, niż obowiązujące przepisy kodeksu karnego
Teoretycznie chodzi o zaakcentowanie absolutnej konieczności uzyskania zgody na współżycie. W praktyce jednak propozycja brzmi następująco: „Wg konwencji warunkiem stwierdzenia gwałtu jest brak zgody na seks. Konieczna jest zmiana definicji gwałtu na: „Gwałt to seksualna penetracja waginalna, analna lub oralna ciała innej osoby jakąkolwiek częścią ciała lub przedmiotem bez jej zgody”” (pisownia oryginalna).
Problem widać już na pierwszy rzut oka. Tak sformułowana definicja gwałtu, rozumiana dosłownie, uzależnia zaistnienie gwałtu od braku zgody strony penetrowanej. Problem w tym, że rzeczywistość znacząco odbiega od stereotypu, w myśl którego mężczyzny zgwałcić się nie da. Z punktu widzenia współczesnego spektrum preferencji i szczególnych przypadków, niewątpliwie taka definicja gwałtu jest niewystarczająca.
Propozycja rozważana przez OSK to fragment art. 36 ust. 1 Konwencji Stambulskiej, ściślej mówiąc: podpunkt a) tego ustępu. Całościowo rozumiany przepis, jak to z konwencjami międzynarodowymi bywa, ustanawia absolutne minimum ochrony, do którego mają dążyć państwa-sygnatariusze.
Warto przy tym zauważyć, że polskie prawo karne zapewnia o przepisy dużo lepiej skonstruowane, niż propozycje Konwencji Stambulskiej. Jaka więc obowiązuje w Polsce definicja gwałtu? Technicznie rzecz biorąc: żadna. Istnieją za to przesłanki zastosowania art. 197 kodeksu karnego. Zgodnie z tym przepisem, karze podlega ten, kto doprowadza do drugą osobę do obcowania płciowego przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem.
Nie ma w kodeksie karnym czegoś takiego, jak „definicja gwałtu”, są jedynie przesłanki zastosowania przepisów art. 197
Jak widać, wyższość polskiego rozwiązania nad tym wynikającym z Konwencji Stambulskiej, wynika ze skupienia się bardziej na sposobie doprowadzenia przez sprawcę do współżycia z ofiarą – a nie na samym czysto technicznym aspekcie tegoż. Tym samym ma zastosowanie także w sytuacjach mniej typowych, za to tożsamych co do istoty czynu.
Oczywiście, definicja samego obcowania płciowego funkcjonuje w prawie karnym. Nie ma jednak charakteru definicji legalnej, ujętej wprost w przepisach. Tutaj rzeczywiście w grę wchodzi stosunek waginalny, analny bądź oralny.
Bez tego elementu mamy do czynienia z innymi czynnościami seksualnymi. W tym przypadku art. 197 §2 działa w oparciu o ten sam mechanizm, choć przewiduje nieco łagodniejszy możliwy wymiar kary.
Polska prawica ma tak naprawdę dużo racji utyskując na Konwencję Stambulską
Trzeba również zauważyć, że sposoby konstrukcji przepisów Konwencji Stambulskiej i polskiego kodeksu karnego nie są ze sobą zbyt kompatybilne. To tylko potęguje wrażenie, że ewentualna propozycja OSK nie miałaby racji bytu nie tylko jeśli idzie o jej słuszność, ale także pod względem czysto praktycznym.
Postulowane przez rządzących wypowiedzenie Konwencji Stambulskiej byłoby dodatkowym obciążeniem wizerunkowym dla naszego kraju. Na to Polska nie może sobie pozwolić. Takie posunięcie byłoby po prostu błędem. Nie oznacza to jednak, że sam dokument stanowi jakąś perłę w koronie europejskiej myśli legislacyjnej. Wręcz przeciwnie Skądinąd dużo racji w ocenie Konwencji mają nasze środowiska prawicowe.
Dlatego równie poważnym błędem byłaby próba zmiany obowiązujących przepisów w tym duchu. Skutkowałoby to w praktyce pogorszeniem ochrony Polek i Polaków przed przemocą seksualną.