Ogromną przykrość sprawiła mi wieść o śmierci Papcia Chmiela. Poważny wiek Henryka Chmielewskiego kazał podejrzewać, że do tego informacji jest bliżej, niż dalej, ale jednak tym razem boli, jak gdybym stracił dobrego sąsiada lub członka dalszej rodziny.
Piękna to była postać, z niesamowitą historią. Chciałbym mieć pewność, że Papcio Chmiel zostanie zapamiętany w gronie artystów, którzy aktywnie i dzielnie walczyli z systemem opresji. Jego komiksy o Tytusie były wyśmienitym kawałkiem rozrywki, na którym się wychowałem, ale były też pisane ku pokrzepieniu serc narodu ciemiężonego przez sterowany z Moskwy reżim.
Dlatego warto pamiętać, by zawsze wymieniać Henryka Chmielewskiego w gronie artystów-bojowników o wolność, którzy na dodatek robili to z mieszkania w Warszawie, a nie bezpiecznej pozycji na przykład paryskiego dystansu. Tej samej Warszawie, o którą najpierw bez sukcesów, za to z wielką odwagą, walczył w Powstaniu Warszawskim.
„Tytus, Romek i A’Tomek”
W twórczości Papcia Chmiela najcudowniejsze było to, w jaki sposób łączył pokolenia. Moje pokolenie mogło swobodnie rozmawiać o jego historyjkach z pokoleniem rodziców, a nawet dziadków, co w popkulturze nie ma miejsca wcale tak często. Co więcej, wszystkie te pokolenia łączyła sympatia i uznanie dla fantazji oraz twórczości Chmielewskiego.
Od rana wraz ze znajomymi licytujemy się na to, które części zapadły nam w pamięci najbardziej. W gronie niekwestionowanych liderów znajdują się oczywiście obie wyprawy na Wyspy Nonsensu, ale ja z wielkim sentymentem wspominam też Operację Bieszczady, Tytus geologiem, Tytus aktorem czy wreszcie moją pierwszą przygodę z atramentowym szympansem – Tytus harcerzem.
Kiedy kilka lat temu powróciłem do „Tytusów” zrozumiałem jak wiele smaczków przegapiłem w dzieciństwie – a wierzcie mi, że obecne od zawsze książeczki były jedną z głównych motywacji (obok gry Sid Meier’s Pirates!), by jak najprędzej nauczyć się czytać. Absolutny geniusz, który momentami parodiował nonsensowny charakter ustroju, w którym przyszło mu tworzyć, że aż nie sposób było uwierzyć, że bez żadnych konsekwencji tak swobodnie omijał cenzurę.
Papcio Chmiel będzie wieczny
Aczkolwiek dobrze by było trochę mu w tym pomóc, szczególnie w dobie kultury cyfrowej. Przez ostatnie lata, gdy z racji dorobku Papcio Chmiel przeszedł już na zasłużoną emeryturę, pamięć o jego twórczości przypominały głównie niezbyt udane gry komputerowe czy całkiem sympatyczna kampania reklamowa Media Markt. To w dużej dzięki niej, najmłodsze pokolenie mogło zaopatrzyć się w pięknie wydane, jeszcze nie rozpadające się wydanie wszystkich książeczek.
Cudowna sprawa, ale pamięć o Papciu najlepiej byłoby honorować także za sprawą sprawnych wydań cyfrowych. Dziś cyfryzacja Tytusa, Romka i A’Tomka ma charakter jedynie niskojakościowy, profesjonalny i przede wszystkim – piracki. Wprawdzie dzieci Henryka Chmielewskiego prowadzą swoje własne kariery – syn pracuje w NASA, córka też realizuje się w USA, ale pozostaje mieć nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto pozwoli marce pozostać – tak jak uniwersalne są komiksy Papcia – wieczną nie tylko w pamięci kilku pokoleń Polaków.