Myślę, że – patrząc na retorykę niektórych środowisk politycznych – nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że niepomijalna część polskiego społeczeństwa jest przekonana, że ruchy społeczne organizujące się wokół mniejszości seksualnych są w jakiś sposób wrogo nastawione wobec tradycyjnej polskiej rodziny.
Nie trzeba też szczególnie głęboko szukać, by zauważyć że ludzie wyrażający poparcie dla takich ruchów mają w dużej większości zgoła inne motywacje. Wychodząc bardziej z pozycji troski, empatii, czy potrzeby walki o to by każdy mógł swobodnie wyrażać siebie. A przynajmniej ze swojego rozumienia tych wartości. Uważam też, że warto zwracać uwagę na ten rozdźwięk, i to nie tylko jeśli ma się na sercu troskę o polskie mniejszości seksualne.
Kto uważa LGBT za wroga polskiej rodziny?
Także, gdy ktoś chce krytykować proponowane przez te ruchy rozwiązania społeczno-polityczne, to można to robić bardziej merytorycznie, niż uciekając się do kolektywnych zarzutów o niecne intencje. Zwłaszcza, że powtarzalne doszukiwania się wszędzie ukrytych motywacji z czasem zaczyna wyglądać jak projekcja własnej postawy. Mając to jednak na uwadze, można także dostrzec wśród Polaków przeromantyzowane przekonanie, że aktywizm prezentujący się jako działający na rzecz osób LGBT, to nic innego jak wyraz walki o czyjeś prawa. I nie da się znaleźć w nim osób, które faktycznie miałyby dodatkowe, wzbudzające uzasadnione podejrzenia motywacje.
Tymczasem kilka dni temu w Onet Kultura w ramach cyklu #OdkrywamySię tworzonego we współpracy ze stowarzyszeniem Miłość Nie Wyklucza ukazał się wywiad z Sylwią Chutnik, kulturoznawczynią i absolwentką Gender Studies na UW, która stwierdza:
“Kiedy czasem mówi się: „homoseksualiści przyszli z siekierami na naszą polską rodzinę”, część osób ze środowiska mówi: „nie, absolutnie, jesteśmy tacy jak wy”. Ja mówię inaczej: jesteśmy tu, by podważyć tradycję polskiej rodziny – patriarchalnej, przemocowej, toksycznej, obrzydliwej, w której toczą się potworne rzeczy, bo ktoś chce, by działy się za zamkniętymi drzwiami.”
(…)
Ten mój gest (coming out przyp. red.) był polityczny, bo skłaniał do przemyślenia sobie, jak wygląda życie osób nieheteronormatywnych w Polsce.
(…)
zajmuję się polityką – gdybym tego nie robiła, to i tak polityka zajmowałaby się mną – najbardziej życzyłabym sobie „ostatecznego krachu systemu korporacji”, całego tego kapitalistycznego syfu.
Jak publicystka sama oświadcza, nie protestuje ona gdy ktoś mówi że geje chcą zniszczyć polską rodzinę i nie przyłącza się do stwierdzeń, że homoseksualiści są tacy sami jak reszta. Sugeruje coś brzmiącego dokładnie odwrotnie. Co więcej, w polityce, do której jak sama stwierdza zaprzęga manifestację swojej seksualności, ma konkretne, antykapitalistyczne cele. Nie jest to przypadek całkowicie odosobniony. W zeszłym roku Margot w wywiadzie dla oko.press podobnie stwierdzała, że jest wroginią tradycyjnego modelu polskiej rodziny, która ma być źródłem przemocy. Zaznaczając że podobny stosunek ma do własności prywatnej i sama mówi, nie interesuje ich w tym temacie żadna dyskusja z prawicą.
Zwrócenie uwagi na takie przypadki, absolutnie nie ma na celu sugerowania, że większość czy jakakolwiek istotna część tych ruchów te motywacje podziela. Jestem przekonany że tak nie jest. Natomiast nie ma co udawać że takich przypadków nie ma. Zwłaszcza, jeśli doda się do tego inne formy prób zbijania kapitału politycznego i ataków, nawet słownych na to co ważne dla większości mieszkańców Polski. Choćby w formie programów zbierających setki tysięcy wyświetleń, w których kolektywnie ocenia się Polaków jako “społeczeństwo żałosnych homofobów” oraz naciska się, że troska o osoby LGBT przejawia się w głosowaniu na konkretne partie i kandydatów (którzy mają przecież dodatkowo konkretną wizję na podatki, politykę zagraniczną etc.)
W świetle tego wszystkiego warto zdać sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze z tego, że ludzie, przejawiający wspomnianą na początku obawę wobec mniejszości seksualnych, nie tyle wymyślili są sobie z niczego, a raczej niepoprawnie rzutują pewne mniejszościowe przypadki wśród aktywistów, na ogół osób z mniejszości seksualnych. Zrozumienie tego może pozwolić skuteczniej odnosić się do ich obaw i ewentualnie je rozjaśniać. Po drugie zaś, zdanie sobie sprawy, że aktywizm LGBT nie jest, jak czasem się go przedstawia, romantyczną walką o wolność, równość i braterstwo, a bardziej ruchem do którego w praktyce, tak samo jak do wszystkich innych tego typu inicjatyw, próbują dołączać się ludzie traktujący go jako pole do manifestacji swoich uprzedzeń i żali wobec tradycji, czy zastanego systemu politycznego.