Litera Z malowana na pojazdach rosyjskiej armii inwazyjnej przeistacza się w nową swastykę. Pomagają w tym sami Rosjanie manifestujący za jej pomocą poparcie dla napaści na Ukrainę. Robią to rosyjscy sportowcy, przedsiębiorcy i uczniowie w szkołach. Może już czas przestać zrzucać odpowiedzialności za brunatny imperializm z rosyjskiego społeczeństwa?
Rosja w pigułce: sportowcy wysyłają ukraińskim sportowcom groźby, dzieci chore na raka ustawiane są w literę Z w ramach poparcia dla inwazji
O pomysłach gospodarczych i ustrojowych Karola Marksa krąży, delikatnie mówiąc, wiele opinii. Trzeba jednak przyznać, że miał on talent do całkiem trafnych obserwacji rzeczywistości. Stwierdził bowiem, że historia powtarza się dwukrotnie – raz jako tragedia, drugi raz jako farsa. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to, co wyprawia putinowska Rosja już gdzieś we współczesnej historii widzieliśmy. Rosjanie znaleźli sobie nawet własny odpowiednik swastyki. Jest nią litera Z, którą tamtejsza inwazja ozdabia część swoich pojazdów wojskowych.
Rosjanie oczywiście nie uważają, żeby mordowanie ukraińskich cywilów było czymkolwiek niewłaściwym. Nie wspominając nawet o pozbawionej żadnego realnego uzasadnienia inwazji na sąsiednie państwo. Teraz litera Z służy manifestowaniu poparcia dla „operacji specjalnej”. W Internecie bez trudu znajdziemy chociażby zdjęcia dzieci szkolnych ustawiających się w literę Z dzierżącymi flagi Federacji Rosyjskiej. Trzeba przyznać, że zmuszenie dzieci do wszelkiej maści „patriotycznych” występów to nic trudnego. To jednak nie koniec.
Nikt nie każe rosyjskim przedsiębiorcom ozdabiać swoich aut literą Z, nikt nie każe Rosjanom nosić z nią koszulek. Nikt też nie kazał rosyjskiemu gimnastykowi Iwanowi Kuliakowi ozdabiać nią stroju, który założył w trakcie ceremonii wręczania nagród w Pucharze Świata. Co więcej: nikt także nie kazał rosyjskim sportowcom wysyłać ukraińskim kolegom życzeń śmierci, czy zbombardowania ich rodzin.
Dzisiejsza Rosja nie jest ani czerwona, ani tym bardziej biała – jest brunatna
Na ile to propaganda a na ile rzeczywiście spontaniczne wyrazy poparcia przez ogłupione rządową propagandą społeczeństwo? Trudno tak naprawdę powiedzieć. Akcja rosyjskich tiktokowych influencerów została bardzo szybko rozpracowana, dzięki powtarzaniu przez każdego uczestnika praktycznie tych samych słów. Zaraz potem TikTok wyłączył filmiki w Rosji. Czy to przypadek?
Nie da się jednak nie zauważyć, że putinowski imperializm przez długie lata cieszył się uznaniem zwykłych Rosjan. Zajęcie Krymu było wręcz odczytywane jako sposób na podratowanie spadających notowań Władimira Putina i partii Jedna Rosja. Co jednak, jeśli patrzymy na to od złej strony?
W aspekcie ideologicznym agresywna polityka Kremla służy nie tyle odbudowaniu ZSRR, co „zjednoczeniu ziem rosyjskich”. Terytorialnie różnica może nie jest wielka, jednak warto uwypuklić to, że Rosja Putina wcale nie jest „czerwona”. Tym bardziej nie jest „biała”. Jest brunatna – na pierwszym miejscu stoi rosyjski szowinizm, militaryzm i imperializm. Dzięki zbrojeniom i militarnej agresji rosyjskie społeczeństwo może poczuć się „ważne”. Nieproporcjonalnie bardziej, niż wynikałoby to z rzeczywistego potencjału ludnościowego czy gospodarczego samej Rosji.
Rosyjskie władze odmawiają Ukraińcom państwowości, czy nawet bycia osobnym narodem. Putin otwarcie twierdzi, że są z Rosjanami jednym narodem. Ich państwo ma się stać „Małorosją”. Ukraińskie ziemie położone nad Morzem Czarnym to z kolei „Noworosja”. Bardzo łatwo dostrzec, kto w tym układzie dominuje a kto ma pełnić rolę podrzędną i służebną. Z tego myślenia wynika anszlus Krymu w 2014 r., ustanowienie separatystycznych pseudorepublik w Donbasie. Następnym krokiem jest próba podporządkowania Rosji całej Ukrainy.
Nie wszyscy Rosjanie popierają Putina, ale jego zwolenników jest dostatecznie dużo, by litera Z straszyła przez długie lata
Ktoś mógłby stwierdzić, że porównanie dzisiejszej Rosji do jednego z najgorszych totalitarnych reżimów w dziejach świata to przesada. Warto jednak zauważyć, że podobieństw jest całkiem sporo. Oczywiście z tym zastrzeżeniem, że patrzymy na nazistowskie Niemcy z okolic roku 1939. Litera Z jest tylko kolejnym bardzo uderzającym w oczy sygnałem. Podobnie jak zabójstwa wrogów Kremla poza granicami Rosji, ciągle istniejące w tym państwie Łagry, czy seria wojen toczonych od 1999 r. do dzisiaj. Następnym podobieństwem może być appeasement uprawiany przez Zachód, do bardzo niedawna.
Nie oznacza to oczywiście, że absolutnie wszyscy Rosjanie są współwinni dzisiejszym zbrodniom. Część protestuje, co w semi-totalitarnym państwie jest gestem wielkiej odwagi. Część wybrała Zachód wyjeżdżając z Rosji. Wreszcie: część po prostu żyje swoim życiem i stara się nie wychylać. W III Rzeszy było przecież tak samo – duże grono zwolenników Hitlera, milcząca resztka i garstka ocalałych opozycjonistów. Różnicę mogą w tym przypadku stanowić co najwyżej proporcje.
Zwolenników reżimu Putina jest wystarczająco dużo, by litera Z została z nami na dłużej. Niektórzy wciąż otaczają swojego prezydenta kultem jednostki, typowym dla wcześniejszych totalitaryzmów. To zresztą nie tak, że Rosja Putina zmieniła się na gorsze w ostatnich latach. Była taką jak teraz od samego początku, od II wojny czeczeńskiej. Być może nawet dużo wcześniej. Nie ma co się oszukiwać: rosyjskie społeczeństwo też nie obali Putina.
Kremlowscy propagandziści nie dostrzegają w wykorzystaniu litery Z dużej dozy ironii. W końcu Rosja napadła na Ukrainę pod płaszczykiem „denazyfikacji”. Tymczasem żeby dostrzec jakiegoś nazistę Putin powinien spojrzeć w lustro. Dlatego trudno tak naprawdę powiedzieć, czy to co obserwujemy to jeszcze tragedia, czy już farsa. Być może w jakimś stopniu jedno i drugie? Nie zmienia to jednak faktu, że rosyjskie państwo stanowi dzisiaj dla świata zagrożenie tego samego typu, co jego niemiecki pierwowzór sprzed ponad 80 lat.