Znowu nie czuję magii Świąt, ale jakby nie jestem tym już w ogóle zaskoczony. Pogodziłem się, że przeminęła z wiatrem.
Od jakiegoś czasu przez polski internet przewija się dyskusja o nieobecnej „magii świąt”. Podzielam te obawy. Nic nie jest takie, jak w dzieciństwie, a może nawet jeszcze w wieku nastoletnim. Kiedyś było fajniej. Ale chyba nic nie da się z tym już zrobić.
Obejrzałem milion badziewnych komedii Netfliksa
Desperacko próbowałem przyprowadzić do swojego życia magię świąt. Do tego stopnia, że od połowy listopada obejrzałem chyba milion komedii romantycznych Netfliksa, które zawsze pisane są wedle tego samego scenariusza: zabiegana bizneswoman, dla której liczy się tylko kariera, wyjeżdża na chwilę do swojego rodzinnego Zadupia, gdzie odnawia znajomość z rzeźbiącym w mydle kolegą z podstawówki, który następnie uczy jej na nowo Magii Świąt. Nie pomogło, mnie nie nauczyło.
Na końcu katalogu Netlixa czeka na nas boss w postaci filmów Hallmarka. Tam sztampa jest inna. Kochający dzieci monarcha słabo odnajduje się w życiu, ale następnie poznaje miłość swojego życia, która uczy go doceniać co jest naprawdę w życiu ważne, gdy ubierają choinkę. Uważajcie w szczególności na aktorkę Merritt Patterson, która gra tam w każdym firmie, ale zawsze obraca innego księcia. Prawdziwie royal blachara.
Nie pomaga ubieranie choinki, na dekoracje wydajemy więcej i więcej, jest ładnie, ale… to nie to. Nawet ciężarówki Coca-Coli jadą przez Polskę z takim jakby mniej świątecznym impetem.
Moja teoria na temat magii świąt jest inna – socjologiczna
Zbiegło się co najmniej kilka powodów, dla których wszyscy wspólnie słabiej odczuwamy „magię świąt”. Pierwsza z nich to powód klimatyczny. Święta w dzieciństwie zawsze były białe. Teraz białe są tylko wtedy, jeśli przypadkiem napijemy się ze szklanki pewnego łódzkiego adwokata. Kiedy kilkanaście dni temu spadł śnieg (paraliżując przy tym pół kraju, które zwyczajnie nie jest już nawet na spotkanie ze śniegiem gotowe), szurska armia chłopków roztropków pytała gdzie jest nasze globalne ocieplenie. No więc jest za oknem, mój zegarek wskazuje 7 stopni, a koleś w przykrótkim rękawie longsleeve’a wnosi właśnie do klatki torebki z prezentami.
Snoop Dogg dissował jakiś czas temu Świętego Mikołaja:
When I was high up on the mountain God revealed the truths of the Earth
But he never mentioned a fat-ass Papa Smurf
It takes 9 reindeers to haul your fat-ass
You took the Christ out of Christmas and just added more mass
Świetny polski film „Teściowie” dowodzi, że można być na weselu, jeśli nie było ślubu. Można być na pogrzebie, jeśli nie było nieboszczyka. Ale – przyznacie – jest w tym jednak coś dziwnego. Postępująca laicyzacja Bożego Narodzenia, która kompletnie wycina z niego postać Jezusa Chrystusa, też „magii świąt” nie sprzyja. No tak, ja też nigdy nie przepadałem za świątecznymi wyprawami do kościoła, jednak wydawały się jednym z elementów koniecznych, by celebracji nadać znaczenia i wartości. Chcecie magii świąt, ale warzycie eliksir z pominięciem jego fundamentalnych składników.
Choinkę też pewnie macie sztuczną i nie pachnie, co?
No i nie zapominajmy też o tym, że jesteśmy bogaczami. Owszem, Polaków nie stać dziś na własne mieszkanie, ale spora część społeczeństwa ma w domu mnóstwo elektroniki, ciuchy ze sklepów niezłych marek, głód i bezrobocie praktycznie przestały być problemem, a wczasy za granicą stały się jakby bardziej powszechne. Prawdopodobnie wielu czytelników tego tekstu samym sobie sprzed 25 lat rzuciłoby drobną jałmużnę. A gdyby wtedy zobaczyli swoje współczesne oblicze pomyśleliby „dorobił się, złodziej”.
Przeszliśmy długą i dobrą drogę, ale to też ma swoją cenę. 40 lat temu ludzie cieszyli się, gdy pod choinką znaleźli pomarańczę. 25 lat temu nadal wiele obiektów, zabawek, materiałów AGD, ubrań itd. wykraczało poza sferę codziennych, bezproblemowych zakupów. Prowizoryczne rzeczy, golarka, suszarka do włosów, bywały czymś wyczekiwanym i potrafiącym rozświetlić dzień. Ja dziś nie wyobrażam sobie, by pod choinką mogło się znaleźć coś, co autentycznie mnie rozpromieni.
Dziś każdy ma wszystko lub prawie wszystko, ale też deficyty zwykle wykraczają poza możliwości standardowego Mikołaja (no bo ten nie zwykł jednak przynosić kawalerek na Żoliborzu i hybrydowych SUV-ów). Nie tylko trudno kupić komuś realnie użyteczny prezent, ale coraz trudniej być też obdarowywanym.
Staliśmy się providerami
Na te socjologiczne zdarzenia, należy też nanieść istotną zmianę roli naszego pokolenia. To my jesteśmy dziś w kwiecie wieku, to my dziś jesteśmy w prajmie karier zawodowych, to my mamy przewagę ekonomiczną nad naszymi dziećmi i rodzicami, to na nas spoczywa ciężar i odpowiedzialność za organizacyjny (w tym finansowy) wymiar Świąt.
A bycie na backstage’u Świąt może dawać wiele satysfakcji, ale z całą pewnością nie ma zbyt wiele wspólnego z magią.