Sony postanowiło zawalczyć z pirackimi filmami i serialami wyświetlanymi na ekranach telewizorów. Opatentowane zabezpieczenia zakłada blokowanie adresów pirackich serwerów na podstawie listy wykluczeń. Jak to zwykle bywa, piraci sobie z nim bez trudu poradzą. Za to naturalnym następnym krokiem jest cenzura w telewizorze według bardziej politycznego klucza.
Ktoś jeszcze się łudzi, że zabezpieczenia antypirackie są czymś więcej niż drobną niedogodnością?
Wydawać by się mogło, że w 2023 r. piractwo filmów i seriali to dość marginalny problem. Owszem, nadmiar serwisów streamingowych na rynku sprawił, że użytkownicy przypomnieli sobie o istnieniu torrentów. Osoby chcące oglądać najnowsze treści bez konieczności płacenia mają ku temu dużo więcej sposobów. Tym samym chciwość poszczególnych wytwórni wskrzesiła piractwo telewizyjne. Nie sposób jednak porównać obecnej sytuacji do tej z czasów sprzed ery Netflixa.
Sony jednak uważa, że jeśli skomplikuje piratom dostęp do treści bezpośrednio na telewizorach, to ci grzecznie kupią bilety albo wykupią legalną subskrypcję. Wymyśliło nawet i opatentowało rozwiązanie, które miałoby w zamyśle stanowić takie utrudnienie. Jak podaje portal telepolis.pl, firma zakłada, że można wyposażyć telewizory w specjalny moduł z oprogramowaniem, które będzie weryfikowało legalność treści, które użytkownik będzie chciał sobie wyświetlić.
Cenzura w telewizorze Sony miałaby polegać na łączeniu się urządzenia z uprzednio przygotowaną listą zawierającą w założeniu adresy pirackich serwisów. Jeżeli dana treść zostanie powiązana z którąś pozycją na liście, to zostanie po prostu zablokowana. Przynajmniej w teorii.
Telepolis zdążyło wykpić pomysł Sony. Przede wszystkim: zabezpieczenie nie dotknie w żaden sposób treści, które użytkownicy uruchomią z pamięci USB lub lokalnego dysku sieciowego. Co więcej, cenzura w telewizorze Sony przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie w momencie, gdy jego właściciel skorzysta z zewnętrznej przystawki klasy TV Stick. Wszelkiej maści zabezpieczenia antypirackie stosowane w różnych branżach nigdy nie były przesadnie skuteczne. Jeżeli ktoś cierpi z ich powodu, to zwykle uczciwi odbiorcy.
Pomysł Sony jest nie tylko głupi, ale i niebezpieczny. Cenzura w telewizorze to marzenie każdego aspirującego reżimu
Można by uznać patent Sony za jeden z wielu głupich pomysłów, jakich globalne korporacje mają wiele każdego roku. Problem w tym, że to konkretne rozwiązanie rozwinięte przez nieodpowiednie osoby mogłoby przynieść bardzo niepożądane konsekwencje. Wyobraźmy sobie bowiem, że dorwą się do niego politycy.
Cenzura w telewizorze może mieć wiele oblicz. Dana władza może chcieć walczyć z pornografią w ramach troski o moralność publiczną. Może również po prostu w taki sposób spróbować wyrugować z urządzeń obywateli treści, które nie odpowiadają jej z przyczyn politycznych. Ekstremalnym przypadkiem są oczywiście Chiny ze swoją obsesją technologicznej kontroli każdego aspektu życia obywateli.
Warto tutaj przypomnieć, że niektórzy politycy już teraz dyszą żądzą kontroli telewizorów. Dotyczy to także Polski. Najlepszym przykładem może być jakże „genialny” pomysł, by zadekretować ustawą obowiązkowe TVP na pilocie. Oczywiście chodziło o to, by maksymalnie ułatwić telewidzom dostęp do kanałów rządowej telewizji i równocześnie zepchnąć „opozycyjne” media gdzieś dalej na liście kanałów.
Być może lepiej więc byłoby, gdyby globalne korporacje nie dawały politykom i reżimom nowej potencjalnej broni do ręki? Nieznaczne utrudnienie odbiorcom pirackich treści dostępu do nich nie jest tego warte.