Wiele osób narzeka na ceny wejściówek do historycznych zabytków, ale już od dawna wiadomo, że polskie muzea i zamki są rozrywką dla zagranicznych turystów, nie dla Polaków. Polityka odcinania dostępu do kultury występuje już od wielu lat i w tej kwestii nic się pewnie nie zmieni. Obywatel znający historię to w końcu problematyczny obywatel.
Ceny wejściówek do historycznych zabytków
Obserwujemy w ostatnich latach wręcz nachalną manifestację nawiązań do historii wśród polskich polityków. Szkoda tylko, że w żadnych ze swoich działań żaden z nich nie pochylił się na kwestią dostępności do historycznych atrakcji i zabytków. Mam nadzieję, że nie wynika to z tego, że żadna z tych osób w takich atrakcjach po prostu nie była, albo była tak dawno, że w ich świadomości funkcjonują ceny biletów na poziomie kilkunastu złotych. Niestety już od dawna tak nie jest. Przeciętny Polak chcąc zwiedzić najważniejsze miejsca związane z polską historią, musi przygotować się na wydatek nie kilkudziesięciu, a kilkuset złotych. Bilety wstępu są z roku na rok coraz droższe.
Mamy środek wakacji i na problem zaczynają zwracać uwagę blogerzy podróżniczy. Trudno promować polskie zabytki, jeżeli patrząc na ceny biletów, ma się świadomość, że większość polskich rodzin nie będzie na to stać. A przecież ważne historycznie miejsca powinny być punktem obowiązkowym dla każdego Polaka.
Bilety na Wawel rozpętały burzę
Na początku lipca przez media społecznościowe przetoczyła się dyskusja o absurdalnie wysokich cenach biletów wstępu na Wawel. Zgodnie z cennikiem czteroosobowa rodzina chcąca zwiedzić najważniejsze historyczne miejsce naszego kraju, musiała zapłacić ponad 500 zł. Oznaczało to, że aby zarobić na wakacyjną atrakcję, należy pracować ponad 25 godzin. Dla porównania cena biletu wstępu do Luwr, to 15 euro. Oznacza to, że przeciętny Francuz na wejście czteroosobową rodziną do muzeum będzie pracować około 5 godzin. Zwiedzanie Zamku Windsor to wydatek 28 funtów od osoby. Na wejściówkę, zarabiając minimalną pensję w Anglii, będziemy pracować niecałe 3 godziny.
Jedynie minimalnie lepiej jest w innych polskich historycznych atrakcjach. Wejście na zamek Królewski w Warszawie to koszt 50 zł, mówimy jednak o trasie podstawowej. Jeżeli chcielibyśmy zwiedzić całość, musimy przygotować się na wydatek 120 zł od osoby. Podobny koszt poniesiemy również w atrakcjach oddalonych od centrum. Ostatnio zwiedzając zamek w Łańcucie, za wstęp zapłaciłam 55 zł, nie uprawniało mnie to jednak do wejścia do wszystkich atrakcji. Gdybym chciała zwiedzić całość, dodatkowo musiałabym zapłacić 16 zł.
Inną dość dziwną praktyką, jaką zauważyłam w cennikach wielu historycznych atrakcji, jest rozbijanie ceny na bardzo drobne opcje. Chyba jest to pewnego rodzaju zabieg marketingowy, który ma na celu ukrycie całkowitego kosztu zwiedzania danej atrakcji. Patrząc na cennik, wejście na poszczególne wystawy rzeczywiście nie wydaje się kosztowne. Zwykle jednak taka pojedyncza wejściówka nie ma najmniejszego sensu, więc i tak konieczne jest dokupienie innych, co daje już dość odczuwalną cenę. Dużo bardziej uczciwie byłoby umieścić opcję jednego biletu z całkowitą i klarowną ceną.
Skomplikowane instrukcje zwiedzania skutkują również tym, że często mam problem ze zrozumieniem, co obejmuje bilet i która opcja jest tą najważniejszą. Cenniki są bardzo zagmatwane i bardzo współczuję obcokrajowcom, którzy muszę przez nie przebrnąć. Kilka razy zdarzyło mi się, że nawet tłumaczenie opcji przez pracownika muzeum nie pomogło i w dalszym ciągu wchodząc, nie do końca wiedziałam, co będę zwiedzać.
Antypromocja kultury po polsku
Kosztowny dostęp do kultury w Polsce nie jest czymś nowym. W pewnym stopniu można go dość łatwo usprawiedliwić, w końcu nawet tego typu miejsca muszą na siebie zarabiać. Problem jednak w tym, że dobro kultury to nie sklep i nie powinno podlegać prawom marketingu. Powinniśmy jako społeczeństwo przeznaczać na jego utrzymanie adekwatną kwotę opłacaną z naszych podatków. Jeżeli tego typu miejsca, aby przetrwać na powierzchni, muszą windować ceny, to powinnyśmy się zastanowić, na co są przeznaczane środki z naszych niemałych obecnie podatków. Być może zbyt dużo inwestujemy w pseudokulturę, zamiast kierować pieniądze do miejsc niewątpliwie stanowiących naszą narodową dumę.