Jakiś czas temu głośno było u nas o „shrinkflacji” – był to sposób producentów na „walkę” z drożyzną. Do mniejszych opakowań jednak najwyraźniej się przyzwyczailiśmy, bo temat ucichł. Tymczasem niemieckie organizacje alarmują, że fala zmniejszania opakowań przybiera w niezwykle szybkim tempie.
„Shrinkflacja” czy też „downsizing” to po prostu zmniejszanie opakowań przy pozostawianiu dotychczasowej ceny (a czasem nawet przy jej zwiększaniu). Gdy inflacja zaczęła nas atakować z pełną mocą, producenci uznali, że jest to „sprytny” plan na wprowadzenie oszczędności, a konsumenci przecież mogą się nie zorientować. Nie każdy przecież zauważy, że opakowanie się skurczyło o – dajmy na to – 10 proc.
Temat ucichł w Polsce, ale w Niemczech organizacje alarmują, że „shrinkflacyjna” fala wzbiera.
Shrinkflacja atakuje Niemcy
Hamburska organizacja, która zajmuje się sprawami konsumenckimi, w zeszłym roku zanotowała 104 nowe przypadki zmniejszonych opakowań. Dla porównania – w 2022 r. stwierdzono 76 nowych przypadków „shrinkflacji”. Ogółem organizacja ma na swojej liście już ok. 1 tys. produktów, które zmniejszyły swoje opakowania, ale nie zmniejszyły przy tym swojej ceny.
Niemieccy eksperci mówią tu o „efekcie domina”. Jak jeden producent zastosuje ten trik, to inni idą za nim. Najczęściej manewr jest stosowany przez firmy wytwarzające artykuły spożywcze czy drogeryjne. I trudno się dziwić – w takim przypadku klient rzadko dostrzeże zmiany. Co nie znaczy, że ich ostatecznie nie zauważają.
W Niemczech spore kontrowersje wywołał na przykład producent ryżu na mleku Euryza GmbH. Jednokilogramowe opakowanie kosztowało do niedawna 2,29 euro. Ale zostało „zdownsizngowane” do 800 g. Nowa cena to już… 2,99 euro. Firma zaczęła się tłumaczyć, że nie miała wyboru, gdyż „znaczy wzrost kosztów wystąpił w całym łańcuchu dostaw”.
To oczywiście prawda. Niemieccy eksperci zastanawiają się natomiast, czy ciągłe przerzucanie kosztów na konsumentów nie skończy się tym, że ci zaczną w końcu zaciskać pasa. Bo pojedynczego „skurczonego” opakowania można nie zauważyć. Ale gdy wyjdziemy z supermarketu z wyraźnie mniejszymi zakupami, za które będziemy wydawać coraz więcej, to wreszcie będziemy musieli jakoś zareagować. Wtedy klient może się w końcu zacząć starannie przyglądać opakowaniom – i wybierać te, które się nie „zeshrinkowały”.
Choć pojawiają się też głosy, że z tą „shrinkflacją” to może jeszcze wcale dramatu nie ma. Bo przeciętny supermarket ma w asortymencie 15 tys. artykułów. A „downsizingowa” lista w Niemczech ma na razie tylko 100 pozycji.