Kierowcy aut spalinowych powinni przygotować się na nowy wydatek. Rada ministrów właśnie przyjęła projekt ustawy, która pozwoli samorządom pobierać opłaty za wjazd do centralnych dzielnic. Jest jednak sposób, by uniknąć opłat – trzeba się przesiąść na auto elektryczne.
Jak zapewnia minister energii Krzysztof Tchórzewski, ustawa powinna wejść w życie w ciągu miesiąca albo góra dwóch. Miasta mają same zdecydować, gdzie znajdą się granice płatnych stref – jednak w przepisach jest mowa o rejonach, które mają dużo uczelni, szkół czy też sklepów. Do wyznaczonych stref za darmo mają wjeżdżać natomiast kierowcy aut elektrycznych, na wodór i gaz, służby ratunkowe i okoliczni mieszkańcy. Wszyscy inni będą musieli płacić, choć nie więcej niż 30 złotych. Maksymalna kara za brak opłaty ma wynieść pół tysiąca.
Rząd chce płatnego wjazdu do śródmieść miast
Pieniądze, które zostaną zebrane w ten sposób, mają zasilić gminne konta. Jak zapewnia jednak rząd, wcale nie chodzi tu o fundusze, a o walkę ze smogiem. Wydaje się więc, że samorządy będą miały twardy orzech do zgryzienia. Jeśli stref nie wprowadzą – mogą być oskarżane o to, że niewystarczająco walczą ze smogiem. Z drugiej strony, wprowadzenie dodatkowych opłat może być bardzo niepopularnym krokiem, zwłaszcza w przeddzień wyborów.
Są jednak takie samorządy, które już teraz są za. Na przykład Poznań i Toruń.
– Staramy się do tego przekonać radnych miasta Poznania, bo pewnie to będzie w gestii rady miasta. Uważam, to za bardzo dobry pomysł – mówił w TVN24 prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.
O pomyśle kiedyś ciepło wypowiadały się też władze Wrocławia. Miasto już zresztą nawet zainwestowało w sieć wypożyczalni samochodów elektrycznych.
Opłata za wjazd do miasta na świecie
Oczywiście płatne strefy to nie jest polski pomysł. Już w 2003 roku podobne rozwiązanie zostało wprowadzone w Londynie. Początkowo, aby wjechać do wyznaczonej strefy brytyjskiej stolicy, trzeba było zapłacić 5 funtów – teraz jest to już ponad 11 funtów. Podobne rozwiązania funkcjonują w Sztokholmie oraz w Mediolanie. Kilka wielkich metropolii zastanawia się też nad wprowadzeniem takich opłat – na przykład Hong Kong czy Nowy Jork. Trudno jednak powiedzieć, aby rozwiązanie było bardzo popularne na świecie.
Jeśli polskie samorządy by zatem zaczęły to wprowadzać, byłyby w pewnym stopniu pionierami. Można się oczywiście cieszyć, że rząd stawia na ekologię, tym bardziej, że do tej pory raczej nie dawał się poznać od tej strony. Mniejszy ruch samochodów pewnie nieco poprawi jakość powietrza w centrach miast. Ale tylko trochę – bo przecież smog bierze się przede wszystkim z ogrzewania domów za pomocą węgla, zwłaszcza tego kiepskiej jakości. Widocznie więc łatwiej obarczać opłatami kierowców, niż walczyć o to, by ludzie ogrzewali się wreszcie w bardziej ekologiczny sposób.