Europa ma poważny problem. Pod względem innowacji i rozwoju nowoczesnej technologii uciekają nam nie tylko Stany Zjednoczone, ale także Chiny. Na horyzoncie widać już kolejnych pretendentów. Jakby tego było mało, europejska gospodarka staje się coraz mniej konkurencyjna. Przyczyna jest jasna: pogoń za klimatycznym przodownictwem, które stanowi potworne obciążenie. Jest jednak druga strona medalu, która wręcz wymusza przyspieszanie transformacji.
Europejska gospodarka wciąż jest potęgą, ale piłowanie gałęzi, na której siedzimy, wcale jej nie pomaga
Podobno dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Nie wiem, jak to powiedzenie sprawdza się w metafizyce, ale szkodliwość samych dobrych chęci niepopartych dogłębnym przemyśleniem wszystkich konsekwencji możemy dostrzec w Europie. Mam na myśli pozycję Unii Europejskiej na gospodarczej mapie świata. Okazuje się bowiem, że nasza część świata w ostatnich latach drastycznie straciła na znaczeniu.
Coraz częściej w debacie publicznej podnosi się tezy wrześniowego raportu opracowanego przez szefa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego. Sugeruje się w nim przede wszystkim, że europejska gospodarka potrzebuje wielomiliardowych inwestycji. W przeciwnym wypadku możemy mieć problem z dogonieniem Stanów Zjednoczonych i Chin. Te dwa państwa przodują w kwestii szeroko rozumianych innowacji. Nowoczesne technologie opracowywane są teraz w Stanach Zjednoczonych albo państwach azjatyckich, a nie w Europie. Produkcja również opuszcza od lat Stary Kontynent.
Wręcz samo się nasuwa pytanie: co mają inne państwa, czego nie ma teraz Europa? Prawdę mówiąc, ja bym je odwrócił. Nasz kontynent jest wyjątkowy pod tym względem, że oprócz mnóstwa innych problemów, dokładamy sobie sami jeden bardzo szczególny. Chodzi oczywiście o unijną politykę klimatyczno-ekologiczną, która stanowi potężne obciążenie z dwóch powodów.
Pierwszym jest właśnie osłabienie konkurencyjności gospodarki poprzez różnego rodzaju regulacje, które muszą spełniać przedsiębiorstwa. Z roku na rok jest ich coraz więcej. Na horyzoncie majaczy rozszerzenie systemu handlu emisji ETS. Nie sposób też nie wspomnieć o tym, jak jego obecna iteracja wpływa na ceny energii w naszej części Europy. Tymczasem wiara w możliwość przestawienia całej Europy na OZE w krótkim terminie okazała się naiwna. Nie bez powodu premier Donald Tusk grzmiał ostatnio, że „Najdroższa energia na świecie osłabi europejską gospodarkę”.
W grę wchodzą także drobniejsze sprawy. Przykładem może być chęć eksportowania unijnych norm poza granice Europy w postaci rozporządzenia EUDR mającego przeciwdziałać wylesieniu. Jego skutkiem może być wzrost cen wielu produktów w europejskich sklepach. Tymczasem rolnicy w całej Unii Europejskiej od dawna pomstują na sutki wprowadzenia Nowego Zielonego Ładu.
Droga energia, nadmiar regulacji i głupie błędy sprawiają, że Chiny i USA uciekają Europie
Na politykę klimatyczną UE składają się także różne drobne zakazy i nakazy, które nie tyle uderzają w wielki biznes, ile uwierają zwykłych europejskich konsumentów. Nie jestem może wrogo nastawiony do „unijnych nakrętek”, ale dobrze obrazują istotę problemu. Polakom się nie podobają, a przedsiębiorcy musieli się dostosować, co przecież swoje kosztuje.
Inne państwa nie nakładają na siebie tak drastycznych ograniczeń. Owszem, możemy usłyszeć, że takie Chiny poważnie podchodzą na przykład do problemu dekarbonizacji swojej energetyki. Produkują również masowo samochody elektryczne, które są zresztą przedmiotem sporu z Europą. Mieszkańcy naszego kontynentu kupują elektryki, dopóki ktoś im do nich dopłaci. W przeciwnym wypadku są zbyt drogie. Chiny tymczasem są w stanie dostarczyć relatywnie dobre auta tego typu w akceptowalnej cenie. Tyle tylko, że to oznacza poważne problemy dla europejskiego przemysłu samochodowego, który nie nadąża za konkurencją.
Nie jest rzecz jasna tak, że europejska gospodarka natychmiast złapie wiatr w żagle, gdy tylko Bruksela poluzuje politykę klimatyczną. Cały czas będzie się ona musiała borykać z innymi swoimi niedomaganiami. Potwora w postaci Chin niejako stworzyliśmy sobie sami. Dekady tolerowania kopiowania zachodnich rozwiązań oraz wyprowadzania produkcji poza Europę teraz się mszczą.
Ta druga kwestia stanowi zresztą ciężar sam w sobie. Gospodarka naszego kontynentu nie będzie się rozwijać, jeśli rodzimi przedsiębiorcy będą woleli prowadzić kluczowe części swojej działalności w innych państwach. Warto dodać, że mowa o państwach o często ambiwalentnym podejściu do spraw ekologicznych oraz ignorujących prawa pracownicze, czy nawet prawa człowieka.
Należy również wspomnieć, że nacisk na sprawy klimatyczne jak najbardziej zawiera w sobie cele, które rzeczywiście powinny stanowić absolutny priorytet dla europejskich rządów. Odejście od paliw kopalnych stanowi przecież krok do uniezależnienia Europy od kaprysów innych państw. Chodzi nie tylko o złowrogą „stację paliwową z bronią jądrową”, ale także o zmienność humorków naszych amerykańskich sojuszników czy ambicje autokracji Zatoki Perskiej.
Nie jest aż tak źle. UE jako całość wciąż jest niekwestionowaną trzecią gospodarką świata. Nikt inny nie jest blisko „wielkiej trójki”. Gospodarka europejska będzie się jednak rozwijać w zadowalającym tempie wtedy, kiedy najważniejszy będzie jej rozwój i dobrobyt Europejczyków. Bycie klimatycznym prymusem i „pokazanie reszcie świata” same w sobie niewiele tak naprawdę znaczą w dzisiejszym świecie.