Mamy wypożyczalnie, mamy komisy, teraz mamy również bibliotekę. Zainteresowani nie znajdą w niej jednak książek, a ubrania. Dwie wrocławianki założyły Bibliotekę Ubrań, w której każdy będzie mógł wypożyczyć ubranie. Portal oficjalnie ruszy pod koniec lutego i jest szumnie komentowany w mediach. Na ile jest to oryginalny biznes, a ile chwyt marketingowy, w który ubrano istniejące od dawna wypożyczalnie?
Szafa w chmurze
Założenia Biblioteki Ubrań są poste. Jest to przestrzeń, gdzie można wypożyczyć ubrania na weekend lub miesiąc, ubrać, pochodzić, nacieszyć się, znudzić i oddać. Opis wygląda banalnie, same założenia przypominają te znane ze zwykłych wypożyczalni. Płacimy za wypożyczenie, prawdopodobnie dzienną stawkę, niestety kwoty nie są jeszcze znane. Zamawiamy i po określonym czasie odsyłamy. Na Instagramie można już przeglądać dostępne ubrania, oferowane przez BU. I tutaj zaskoczenie, nie są to znane z większości wypożyczalni okazjonalne sukienki i dodatki. Biblioteka oferuje codzienne rzeczy, takie do noszenia w pracy i po południu – swetry, kostiumy, spodnie, a nawet kurtki. Wszystkie rzeczy wpisują się w założenia BU oparte na współdzieleniu szafy. A to z kolei prowadzi do bardziej rozbudowanego pojęcia, do jakiego odwołują się pomysłodawczynie, czyli sharing economy.
Ekonomia współdzielenia
Sharing economy, czyli idea przyświecająca Bibliotece Ubrań to gospodarka/ekonomia współdzielenia się. Jest to pojęcie powstałe po kryzysie w 2008 roku, oznacza ono model gospodarczy oparty na dzieleniu się nieużywanymi lub niewykorzystywanymi rzeczami, a także usługami, co doskonale wpisuje się w panujące obecnie na świecie trendy. Odwołania do tych założeń możemy spotkać w znanych nam już doskonale firmach, takich jak Uber, Airbnb, Skilltrade.
Same wypożyczanie ubrań, ma być opozycją do fast-fashion, opierać się i przeciwstawiać kultowi nowości, a także konsumpcjonizmowi. Pomysł nie jest nowy, podobne wypożyczalnie istnieją już w USA, np. renttherunway, której przyświeca ta sama idea.
Na polskim rynku również znajdują się podobnie działające wypożyczalnie, takie jak np. lovethedress, skupiają się one jednak w głównej mierze na wypożyczaniu wieczorowych sukienek i dodatków znanych marek. Koszty są dość wysokie, wynoszą około 350 zł, ale należy brać pod uwagę, że wypożyczane kreację nie należą do najtańszych. Ich wartość oscyluje w okolicach paru tysięcy.
Stare ubrane w nowe
Sama idea wypożyczania ubrań nie jest nowa, od wielu lat mówi się o tym, że znane z mediów osoby na wielkie wyjścia, wypożyczają kreację od projektantów lub z wypożyczalni. Pod względem ekonomicznych ma to sens. W końcu wieczorowe stroje najczęściej są zakładane tylko raz. Zresztą nie dotyczy to tylko wielkich gal, ale również choćby tak prozaicznych wydarzeń, jak wesela, śluby, czy komunie. Jak sprawdzi się wypożyczanie codziennych ubrań? Czas pokaże.