Reklama prezerwatyw Skyn „Testerzy hoteli” wylądowała na biurku Komisji Etyki Reklamy, bowiem – zdaniem Skarżącego – naruszała zasady dobrego smaku. Poszło o to, czy „nie” może być elementem flirtu.
Do Komisji Etyki Reklamy wpływają zazwyczaj dość zabawne skargi z kategorii „w szóstej sekundzie spotu Kinder Niespodzianki słychać posapywanie reptilian” i w większości z nich każdy widzi to, co w zasadzie chce zobaczyć. Tym razem KER odrzuciła jednak dość interesujący przypadek zgłoszenia. W jednej z reklam Skyn, producenta prezerwatyw, pojawia się sekwencja obrazów i dźwięków (dość nastrojowych), pośród których znajduje się scena z kobietą droczącą się z mężczyzną. W jaki sposób to robi? Mówi mu, że nie jest w jego typie. Osoba skarżąca zgłosiła to do KER jako lekkie promowanie gwałtów, bowiem niefortunnie sugeruje, że „nie” znaczy „tak”. Sprawa jest faktycznie trudna, ponieważ kobiety coraz głośniej mówią o molestowaniu i gwałtach. Słowo „nie” kojarzy się więc z odmową absolutną.
Przyjrzymy się bliżej raczej temu, co na ten temat mieli do powiedzenia producenci Skyn, spółka Unimil.
Prezerwatywy Skyn reklama
Uzasadnienie Unimila kręci się wokół szeroko rozumianej komunikacji międzyludzkiej. Z ich odpowiedzi wynika, że zawsze trzeba patrzeć na kontekst, odczytywać pełen obraz sytuacji – w przypadku reklamy „odmawiająca” pani uśmiecha się frywolnie do swojego partnera i za pomocą języka ciała wysyła całkiem inny sygnał. Jak twierdzą, przedstawiona w reklamie sytuacja nie jest sceną przemocy, nie sugeruje jej, postawa mówiącej „nie” kobiety pełna jest poczucia bezpieczeństwa i satysfakcji. Ich zdaniem wykluczanie tego słowa ze sfer dotyczących każdych doznań jest niewłaściwe. Jak zauważa Skarżony, to wybiórcze potraktowanie całej reklamy i nadmierna poprawność, która ogranicza komunikację międzyludzką.
Przyjrzyjmy się samej reklamie:
Osoby przedstawione w spocie rzeczywiście wyglądają na zrelaksowane i szczęśliwe, zresztą, to reklama prezerwatyw. Nikt nie oczekiwał, że będą smutne. Byłabym nawet skłonna powiedzieć, że trudno oskarżać producenta środków antykoncepcyjnych do zachęcania do gwałtu (wszakże gwałciciele raczej nie przejmują się ani Skynem, ani Durexem, ani protestami). Aczkolwiek druga strona nie pozostaje bez racji.
Jak to z tym „nie” jest
Rozumiem, co Unimil ma na myśli: wśród wielu par takie pozorowane opory to swoista gra wstępna i dobrze się przy tym bawią. Co więcej, kiedy reklamuje się prezerwatywy, trudno raczej przedstawiać dosłownego ich użycia (chyba, że na takich stronach internetowych, kolega mi mówił…). Reklamodawca stąpa tu po cienkim lodzie: jak powiedzieć, że służy to do uprawiania seksu, nie mówiąc o uprawianiu seksu? Wiadomo: gry słowne, zabawy językowe (sic), sugestie i tym podobne. Seks to delikatna sprawa, w przestrzeni publicznej trzeba o niej mówić ze smakiem. Reklama musi oddziaływać wyłącznie na wyobraźnię i często każdy będzie interpretował ją po swojemu.
Z drugiej strony, należy zauważyć, że pewien rodzaj – nazwijmy to w ten sposób – wzmożonej świadomości na to, gdzie przebiega granica między seksem a gwałtem, nie dopuszcza podobnych sugestii, nawet w reklamie. Dzieje się tak dlatego, iż nadal bardzo wiele kobiet pada ofiarą przestępstw na tle seksualnym, a nierzadko są to sytuacje, w których właśnie ich „nie” zostało potraktowane jako „tak”, zaś opór odczytano jako zachętę. Ciągle wśród nas są osoby, które sądzą, że odmowa jest elementem zalotów. Do rozmowy o pewnych rzeczach społeczeństwo musi jeszcze dojrzeć, w przeciwnym razie utonie we wzajemnym przekrzykiwaniu się.
Komisja Etyki Reklamy miała twardy orzech do zgryzienia: w tym wypadku nie pokusiła się nawet o żaden komentarz. Skargę oddaliła, aczkolwiek niewykluczone, że jeszcze zobaczymy do niej odwołanie.