Agresywny pies – pitbull – zagryzł owczarka i pogryzł kobietę. Teraz jego właścicielka publikuje łzawy apel, w którym przekonuje, że piesek jest niegroźny i łagodny, chciał się tylko bawić. A pomyśleć, że wystarczyło wychować psa.
O tej sprawie było wczoraj głośno w mediach – w Nowym Sączu pitbull rzucił się na dwa inne psy (owczarki belgijskie), jednego zagryzł i do tego pogryzł jeszcze kobietę, ich właścicielkę, która starała się jakoś rozdzielić zwierzęta. Poszkodowana trafiła do szpitala. Mężczyzna, który akurat wyprowadzał owego pitbulla, starał się go powstrzymać, ale bezskutecznie, bo psu spadł kaganiec. Jemu również udzielono pomocy medycznej, chociaż na miejscu. Pitbull trafił pod opiekę weterynarza, którego zaatakował. Teraz o całej sprawie wypowiada się jego właścicielka, a robi to w tak nieprzekonujący sposób, że aż się robi przykro.
Agresywny pies
Właścicielka pitbulla twierdzi, że pies jest łagodny, zawsze chodzi na smyczy i w kagańcu. Nazywa niefartem fakt, że kolczatka się zerwała, a kaganiec spadł (faktycznie, bardzo niefortunny zbieg okoliczności). Jak sama twierdzi, zwierzę podbiegło do owczarków, chciało się bawić, ale to one zaatakowały. Mówi o zbiegu nieszczęśliwych okoliczności, tłumaczy, że to jej chory na cukrzycę i serce ojciec wyprowadzał psa. Dodaje, że bardzo mu to zdarzenie zaszkodziło, prawie dostał zawału, musiał aż usiąść na krawężniku. Jak sama twierdzi, został on pogryziony przez jednego z owczarków, tak samo jak ich właścicielka, która podobno usiadła na jednym z psów i nie dała mu się w ten sposób bronić (dlatego został zagryziony). Dodaje też, że nikt nie pokazał jej książeczki szczepień owczarka, który pogryzł jej tatę i teraz kobieta się boi, że zwierzę mogło być chore. A pitbull weterynarza nie tyle zaatakował, co przestraszył się termometru, którym podobno chciano go na siłę zbadać. Na koniec kobieta mówi, że nie chce usypiać psa, bo to jej przyjaciel, który jej pomagał, gdy źle się czuła.
Pełną treść jej oświadczenia możecie przeczytać na stronie miastoNS.
Jak to z tymi zwierzętami jest
Z tej łzawej historyjki wynika tyle – piesek dobry był (i mało pił), nie awanturował się, zawsze mówił dzień dobry… a nie, czekaj. Z jakiegoś powodu psu najpierw spada kolczatka, potem kaganiec (świetnie musiał być założony, skoro tak się stało). Problem z pitbullami jest taki, że dla ludzi potrafią być urocze, bawią się z dziećmi, są wierne i sympatyczne. Gorzej, że samce – a z opowieści wynika, że był to samiec – są szalenie terytorialne i potrafią być agresywne wobec innych psów. Pitbulla czy amstaffa trzeba sobie umieć wychować, trzeba na niego bardzo uważać. Jeśli się chciało mieć groźnie wyglądającego pieska, a potem zupełnie zignorowało konieczność dostosowania go do życia w społeczeństwie to… proszę siadać.
Rzecz jasna, właścicielka może mieć niewiele do powiedzenia, jeśli lekarz weterynarii wyda opinię o tym, że psa powinno się uśpić (a jeśli zrobi tak dwóch lekarzy, to już nawet nie „powinno”, a „trzeba”). Wtedy też można jej odebrać zwierzę i – niestety – je uśmiercić. Nikogo nie przekonają błagania i łzy. Jeśli pies spowodował szkodę, odpowiedzialność ponosi właściciel. Jeśli ten nie umie z odwagą stawić czoła prawdzie, to lepiej, żeby zamiast amstaffa trzymał w domu rybki.