BlaBlaCar to nowy sposób na tanie podróżowanie. Internauci umawiają się w sieci na wspólną podróż z kierowcą i rekompensują mu część kosztów podróży. Tylko czy tacy pasażerowie lub kierowcy nie łamią aby prawa?
W internetowym serwisie można zobaczyć ogłoszenia przejazdów i zarezerwować wolne miejsce w samochodzie. Płacimy jedynie z góry ustaloną stawkę stanowiącą „zrzutkę” na paliwo. W teorii BlaBlaCar wygląda więc pięknie – jest tu w końcu ekologia, ponieważ na drogach jest mniej pojazdów. Jest także ekonomia – bo parę osób składa się na benzynę i skuteczniej wykorzystują dostępne w aucie miejsca. Ma to dodatkowo taką przewagę nad autostopem, że kierowcy zabierają z określonego punktu o wyznaczonej porze, a użytkowników można sprawdzić dzięki systemowi komentarzy.
Różnica między BlaBlaCar a autostopem jest jednak taka, że dochodzi tu kwestia opłat. O ile kierowcy i pasażerowie mogą utrzymywać, że ma tu miejsce „życzliwej” podwózki i nikt nie odnosi finansowych korzyści (chodzi tylko o dzielenie kosztów przejazdu), to inaczej może na to patrzeć Urząd Skarbowy. W końcu pieniądze przekazywane są za konkretną usługę. Nikt nie wystawia za nią jednak paragonu, ani nie odprowadza podatku. Dodatkowo, w serwisie internetowym przejazdy są rejestrowane, co daje urzędnikom swojego rodzaju dowody na to, że konkretne odpłatne zdarzenia rzeczywiście miały miejsce.
Sam serwis broni się poniższym stwierdzeniem:
Zasadą wspólnych przejazdów zawartą w naszym Regulaminie jest dzielenie się kosztami przejazdu przez kierowcę podczas zaplanowanej przez siebie podróży. Oznacza to, że kierowca nie może w sumie pobrać opłat od pasażerów w kwocie większej, niż faktyczne koszty jego podróży. Innymi słowy: kierowca nie może generować zysku. Dzięki temu nie występuje obowiązek podatkowy.
Ekspert Bezprawnika uważa jednak, że interpretacja tej sytuacji nie jest tak jednoznaczna, jak twierdzi BlaBlaCar:
BlaBlaCar jako usługa wyłącznie pośrednicząca niewątpliwie działa zgodnie z prawem. Kierowcy, którzy dokonują przewozu – w mojej ocenie również go nie naruszają, gdyż nie jest to z ich strony działalność gospodarcza. Natomiast, pamiętając o historii Al Capone, należy mieć na uwadze, że i w tej sytuacji niejednoznaczna jest sytuacja podatkowa kierowcy.
Korzystanie z tego typu usług jest więc póki co swojego rodzaju szarą strefą – można to robić, dopóki ktoś nie postanowi się tą sprawą zająć. Radzimy więc, aby partnerów do przejazdów dobierać rozważnie. Póki co, od przewożących przez carpooling ciężko oczekiwać zamontowania kasy fiskalnej, więc niewykluczone, że część z nich wkrótce będzie musiała skonsultować się z dobrym prawnikiem.
Czytaj też: Sąd zabrał samochód kierowcy Ubera. Czy to koniec popularnej usługi?
Zdjęcia pochodzą z freeimages.com