Na wydawnictwo Rebis wpłynęła skarga, bowiem na swojej stronie wyszczególnili dział z „literaturą kobiecą”. W dziale tym znajdowały się głównie książki o tematyce romantycznej lub dotyczącej rodziny. Wydawnictwo nie popisało się odpowiedzią.
Komisja Etyki Reklamy musi chyba gasić skrzynkę pocztową, kiedy przychodzi do stereotypów i dyskryminacji. Nie istnieje dobry barometr, który oceni, czy w danej reklamie powinno się znaleźć takie czy inne sformułowanie. Dlatego też reklamujący się chodzą po polu minowym – i w takim oto polu znalazło się właśnie wydawnictwo Rebis. Wpłynęły na nie aż dwie skargi… i co ciekawe, nie dotyczyły one reklam per se, a jedynie wyróżnionego działu z literaturą kobiecą.
Sprawa jest niełatwa. Po pierwsze, skargi są dwie. Po drugie, obie są dość interesujące, każda dotyczy bowiem innego aspektu ujęcia „literatury kobiecej”.
Rebis literatura kobieca
Pierwsza skarga dotyczy tego, że w wyróżnionym dziale „literatura kobieca” niewiele jest publikacji stworzonych przez same panie. Zaproponowane książki są wedle skarżącego złe, ponieważ powielają stereotypy, wciskają kobiety w określone role.
Druga skarga dotyczy tematyki książek: dział „literatura kobieca” ma stosunkowo niewiele do zaoferowania, proponuje przede wszystkim książki o tematyce rodzinnej lub damsko-męskiej. Skarżący elaboruje również na tematy dotyczące dopuszczenia kobiet na uniwersytety, co w konsekwencji otworzyło przed nimi podwoje bibliotek naukowych. Skarżący uważa, że zamykanie kobiet w stereotypach, jakoby czytały jedynie romanse lub „lekkie” dzieła jest zagrożeniem dla ich zdrowia, a nawet życia.
Chociaż zgadzam się z ogólnym przesłaniem – doprawianie komuś „gęby” jest zawsze kiepskim pomysłem – to fragment o zdrowiu i życiu sprawił, że westchnęłam na głos. Zasadniczo kobiety same wiedzą, co chcą czytać i wiele z nich omija w ogóle półki z „literaturą kobiecą”, gdziekolwiek ją zobaczy. Zazwyczaj nie mają one bowiem nic interesującego do zaoferowania, chyba, że chcemy kupić siedemsetny tom Sagi o Ludziach Lodu czy coś w tym rodzaju. W ogóle pomysł na tworzenie gdziekolwiek takiej półki uważam za mocno chybiony.
Nie podoba mi się jednak linia obrony Rebisa.
Nie czytasz? Może nie lubisz!
Rebis odpowiedział na skargę z pewną swadą. Co prawda trafnie wyszczególnił, które powieści na półce zostały napisane przez kobiety (także te nagradzane), zauważył słusznie, że mają w swojej ofercie mnóstwo książek stworzonych przez panie. Jednak na tym kończą się miłe rzeczy ze strony wydawnictwa. Najpierw doszli do wniosku, że na półkę z „literaturą kobiecą” dali te książki, które w ich odczuciu są chętniej czytane przez kobiety. Potem stwierdził, że w zasadzie to pewnie skarżący nie lubią takiej literatury i właśnie dlatego niepotrzebnie się czepiają. Problem w tym, że trudno tutaj mówić o tym, która literatura jest kobieca bardziej lub mniej – wszystko pozostaje przecież kwestią gustu. Na dodatek Rebis stwierdza, że skarżący chcą ograniczyć jego wolność słowa i wprowadzić tym samym cenzurę.
Cenzurę. Ponieważ ktoś zasugerował, że w tym chudym pakieciku „książek dla kobiet” znajduje się literatura na jedno kopyto, będąca zbiorem powtarzalnych bytów fabularnych. Jakby wydawnictwo nie mogło po prostu rozszerzyć oferty, zaproponować w tym dziale czegoś ciekawego i nowego. Zamiast tego woli biadać o tym, że cenzurują, nie lubią literatury rodzinnej i romansów.
Komisja Etyki Reklamy oddaliła skargę i ja się zasadniczo z nimi zgadzam, nawet, jeśli odpowiedź Rebisu mi się nie podoba. Mogliby po prostu wywalić dział „literatura kobieca” – kto będzie chciał znaleźć jakąś książkę, sięgnie do działu „literatura piękna”?