Drogowcom w Łodzi chciałbym zdradzić pewien sekret. Długie czerwone światło wcale nie jest złym rozwiązaniem. Jeszcze lepszym jest jednak włączenie zielonego światła na dłużej niż 5 sekund. W przeciwnym wypadku korki ciągną się kilometrami, bo samochody zwyczajnie nie zdążą przejechać przez skrzyżowanie.
Do Łodzi wjechałem około godziny 9 rano, a więc poranny szczyt komunikacyjny powinien zmierzać ku końcowi. Niemniej jednak nie byłem zdziwiony, kiedy zaraz po wjeździe do miasta utknąłem w korku. Zaskoczenie przyszło kilka chwil później, kiedy samochody w ślimaczym tempie zaczęły przejeżdżać przez skrzyżowanie. Długie czerwone nie jest niczym dziwnym, chociaż trzeba przyznać, że jest dość irytujące. Zdecydowanie gorzej jest jednak wtedy, kiedy czerwone trwa długo, a zielone jedynie mgnienie oka.
I wcale nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Staliśmy tak w tym korku, zbliżając się do sygnalizacji. Początkowo myślałem, że może któryś kierowca przespał zmianę i dlatego przez sygnalizację przejechały 3 samochody. Jednego zaspanego jestem w stanie zrozumieć, jednak nie kilku kolejnych. Za chwilę (a raczej kilka minut) okazało się, że to wcale nie był przypadek. Te światła faktycznie były tak zaprogramowane, że pozwalały na przejazd 2 samochodów lub 3, jeżeli ten trzeci wjechał już na żółtym. Naiwnie myślałem, że to może jedno pechowe skrzyżowanie. Łódź szybko jednak wyprowadziła mnie z błędu. W tym mieście chyba wszystkie zielone światła faktycznie trwają po kilka sekund. Na jednym ze skrzyżowań liczyłem, że zielone światło trwało tylko 6 sekund.
Łódź – korki w tym mieście są absurdalne
Przejechałem tak więc przez pół miasta, w większości stojąc na czerwonym świetle. Te oczywiście trwały czasem nawet i po kilka minut. Absolutnie nie dziwi mnie zatem, że korki w Łodzi są największe w Polsce. Zupełnie nie rozumiem takiej polityki łódzkich drogowców. Oczywiście długi cykl czerwonego światła nie jest niczym dziwnym, ale ma to sens tylko wtedy, kiedy następujące po nim zielone światło pozwoli na przejazd odpowiednio dużej ilości samochodów. Akurat tylu, żeby na drogach nie tworzyły się zbędne zatory. Tymczasem na jednym ze skrzyżowań żółte światło zapaliło się akurat w momencie, kiedy pod nim przejeżdżałem. A byłem pierwszym kierowcą i nie należę do osób, które śpią, czekając na światłach.
Inną sprawą jest fatalne oznakowanie trwających prac drogowych. Poprzez fatalne mam oczywiście na myśli jego zupełny brak. Skręcając na jednym ze skrzyżowań w lewo, w trakcie wykonywania tego manewru okazało się, że pas, na który wjeżdżam, jest zupełnie rozkopany i wyłączony z ruchu. Znak ostrzegawczy o zwężeniu drogi oczywiście stał. Na barierce zamykającej pas ruchu. To wszystko na dużym skrzyżowaniu w centrum Łodzi. Oczywiście zaraz po trwającym kilka sekund zielonym świetle.
Szkoda, bo Łódź to bardzo piękne miasto i zdecydowanie nie zasługuje na złą sławę, którą jest owiane. Niemniej jednak wjeżdżając do Łodzi i poruszając się po niej samochodem, na usta ciśnie się jedynie cytat Adasia Miauczyńskiego wychodzącego z łódzkiego dworca.