Jeśli nie macie w zwyczaju czytać etykiet produktów, to lepiej zacznijcie. Wprowadzanie klientów w błąd nie jest wcale rzadkim przypadkiem i dzisiaj osobiście się o tym przekonałam, robiąc zakupy w Lidlu. Okazuje się, że na półkach sieci można znaleźć produkty na nowo definiujące naszą wiedzę o geografii Polski. Wszystko przez mazurskie miody.
Gdzie Bieszczady, a gdzie Mazury
Pewnie każdy z nas zna ofertę specjalną w Lidlu. Zmieniające się co tydzień produkty znajdują się na specjalnie wydzielonych półkach. Robiąc zakupy w Lidlu, dotarłam do jednej z nich. Z ciekawości i czystego przypadku sięgnęłam po znajdujący się na niej produkt – miód pszczeli o zgrabnej nazwie Bieszczadzka spadź jodłowa. Jak się szybko okazało, miód pochodził prosto z Mazur.
Do tej pory jest dla mnie zagadką, jak taki miód został wyprodukowany. Bo co prawda nazwa rzeczywiście nie wskazuje wprost, że został on wytworzony w Bieszczadach. Z drugiej jednak strony moja wiedza na temat przyrody i technik wytwarzania miodu, pozwala na głębokie zastanowienie się, jak taki miód można technicznie otrzymać.
Chyba każdy, kto ma choć minimalne pojęcie o pszczelim pożytku, jakim niewątpliwie jest – obok nektaru kwiatowego – spadź, wie że zdecydowanie nie da się jej przewieź (zwłaszcza na Mazury) i nakarmić nią pszczoły. Jeśli więc mazurskie pszczoły faktycznie nie były w czasie występowania spadzi w Bieszczadach. A najprawdopodobniej nie były, bo zasięg lotu pszczoły wynosi przeciętnie 3 kilometry, sama spadź występuje natomiast rzadko i nieregularnie. To wszystko wskazuje, że mamy tutaj do czynienia z drobnym niedomówieniem.
Mazurskie miody w Lidlu
To drobne niedomówienie widoczne jest zwłaszcza po zapoznaniu się z etykietą na odwrocie opakowania. Przeczytamy tam, że krajem pochodzenie jest Polska, w nawiasie natomiast zobaczymy uszczegółowiony region – Bieszczady. Kiedy jednak spojrzymy na prawy dolny róg etykiety, szybko zauważymy, że miód został wyprodukowany przez Mazurskie Miody Bogdan Piasecki w Tomaszkowie na Mazurach. Trochę duży rozstrzał.
Oby ta niby drobnostka nie skończyła się tak jak sprawa wody mineralnej w USA Poland Spring, przez której udawane pochodzenie z miejscowości Poland dystrybutor doczekał się procesu sądowego.