W mediach zawrzało. Dziennikarz Wojciech Cieśla dostał wezwanie do stawienia się na przesłuchanie w Wydziale do walki z Przestępczością Przeciwko Mieniu Komendy Rejonowej Policji. Bardzo szybko pojawiły się pogłoski, że powodem jest tekst „Dubler” o Mariuszu Muszyńskim. No i faktycznie jest, tyle że podobno wcale nie chodzi o „publikację tekstu bez zgody osoby zainteresowanej”.
Wojciech Cieśla, tekst „Dubler” i wezwanie na przesłuchanie. O co właściwie chodzi?
29 listopada Wojciech Cieśla dostał wezwanie do stawienia się na przesłuchanie w odpowiednim wydziale Komendy Rejonowej Policji. W sieci zawrzało, ponieważ według pierwotnej wersji dziennikarz miał zostać wezwany tylko dlatego, że prowadzone jest śledztwo w sprawie publikacji artykułu „bez zgody osoby zainteresowanej”, czyli w tym wypadku Mariusza Muszyńskiego. Z tym, że podobno…niekoniecznie o to chodzi. Na stronie Prokuratory Okręgowej w Warszawie pojawił się komunikat w sprawie przesłuchania dziennikarza „Newsweeka”:
To nieprawda, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi postępowanie w sprawie dziennikarza „Newsweeka”, dlatego że napisał artykuł „bez zgody osoby zainteresowanej”. Podawane w mediach informacje na ten temat są manipulacją i wprowadzają w błąd opinię publiczną. Do prokuratury wpłynęło zawiadomienie dotyczące ujawnienia w prasie danych wrażliwych, konkretnie miejsca zamieszkania. Obowiązujące prawo obligowało prokuraturę do wszczęcia w tej sprawie dochodzenia, aby wyjaśnić, czy został popełniony czyn z art. 49 ust. 1 ustawy z 26 stycznia 1984 r. – Prawo prasowe.
Dziennikarz został w tej sprawie wezwany jedynie w charakterze świadka. Sprawa ta nie ma nic wspólnego z ograniczaniem wolności słowa czy prawa dziennikarzy do krytyki. Postępowanie przygotowawcze nie obejmuje okoliczności objętych tajemnicą dziennikarską, a jedynie ujawnienia prywatnych danych. Dane wrażliwe jakim jest m.in miejsce zamieszkania są chronione prawem, tj. art. 107 ust. 1 ustawy z dnia 10.05.2018 r. o ochronie danych osobowych. Prokuratura apeluje do mediów, aby nie powielać nieprawdziwych informacji na ten temat.
Dane wrażliwe w artykule
Skąd więc pojawiła się informacja o przyczynie wezwania, jaką miała być publikacja sylwetki „bez zgody osoby zainteresowanej”? Na stronie Newsweeka możemy znaleźć wiadomość, że taki argument miał być podany w wezwaniu, które otrzymał Wojciech Cieśla. Newsweek przytacza również tekst, który budzi kontrowersje. I faktycznie – znajdziemy tam fragment dotyczący miejsca zamieszkania rodziny Muszyńskich:
Julianów pod Piasecznem, noclegownia Warszawy. Na cichym osiedlu, pół godziny drogi od miasta, kilka lat temu domy kupowali sędziowie i prokuratorzy. Od dwóch lat na towarzyskich grillach powraca ten sam temat: czy odkłaniać się sędziemu Muszyńskiemu?
Rodzina sędziego jest znana w okolicy. W miejscu, w którym ulica Sybiraków kończy się szutrem, przed obrośniętym domem parkuje terenowy samochód. Muszyńscy mieszkają w piętrowej willi z dwójką dzieci.
Niestety są to informacje wystarczające, by osoby, które do tej pory nie znały miejsca zamieszkania sędziego, po publikacji artykułu dowiedziały się wszystkiego, co jest potrzebne. A Wojciech Cieśla mógł po prostu zanonimizować tę informację (wystarczyło napisać, że Muszyński mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości).
Warto więc odróżniać od siebie te dwie kwestie. Jeśli w wezwaniu na przesłuchanie dziennikarza faktycznie jako powód podano „publikację artykułu bez zgody osoby zainteresowanej”, to jest to oczywiście powód idiotyczny (wtedy dziennikarze nie mogliby publikować żadnych krytycznych artykułów, bo „osoba zainteresowana nie zgadza się na to”). Jeśli jednak – tak jak podaje Prokuratura Okręgowa w Warszawie – chodzi o wyjawienie adresu (a nietrudno go ustalić po informacjach zawartych w tekście), to niestety, ale wygląda na to, że Wojciech Cieśla (którego osobiście szanuję jako dziennikarza, nawet mimo wpadki i Hieny Roku 2009) po prostu popełnił błąd. Zwłaszcza, że trudno bronić podanie miejsca zamieszkania działalnością publiczną sędziego, skoro cały tekst miał być jedynie sylwetką Muszyńskiego. Oczywiście należy też trochę dziwić się redaktorowi naczelnemu tygodnika – w końcu on również, na mocy prawa prasowego, odpowiada za opublikowane artykuły. Pozostaje czekać na dalszy rozwój sytuacji.