Kierowca odmówił przejazdu uczniowi, który… miał zbyt zaśnieżone ubranie. Dziesięciolatek czekał więc około godzinę w zimnie, czekając na następny pojazd. Pracownik MPK poniesie konsekwencje, ale widać tu pewne zaniedbanie także ze strony szkoły.
Zima to trudny czas dla kierowców autobusów szkolnych (jak i zresztą dla wszystkich innych). Ilość zalegającego wszędzie śniegu utrudnia prowadzenie pojazdu, a do tego młodzież wnosi pochowane śnieżki w kieszeniach i rozpoczyna wojny podjazdowe już w samym autobusie. Zdążą się oni zresztą wytarzać we wszystkim, zanim usiądą na fotelu i ruszą w drogę do domu. Niektórym w tym wypadku puszczają nerwy – tak było z kierowcą miejskiego autobusu MPK, który odmówił dziesięciolatkowi podwózki, ponieważ ten miał „zbyt ośnieżone ubranie”.
Dziesięciolatek najprawdopodobniej został wepchnięty w śnieg przez kolegów. Tylko jemu odmówiono podróży, musiał więc czekać kolejną godzinę na nowy przejazd.
Kierowca odmówił przejazdu
Zachowanie kierowcy było naganne, co skomentowało już MPK, zabierając mu premię motywacyjną za styczeń i udzielając nagany. Ale ojciec dziecka wniósł też skargę do ZTM, które teraz wyciągnie od MPK konsekwencje finansowe w postaci kary umownej za naruszenie standardów świadczenia usług. Szczerze mówiąc, MPK powinno się cieszyć, że na tym się skończyło. Dziecko, które znajduje się powyżej 4 kilometrów od domu, ma prawo do zapewnionych przejazdów, a w trasie, także opieki. Jeśli dziesięciolatek spełnia to kryterium, kłopoty mogłyby być znacznie większe. A gdyby mu się coś stało, do akcji wkroczyłaby prokuratura.
Pięć lat pracowałam jako opiekun uczniów w trakcie dowozów i stykałam się z przeróżnymi sytuacjami. Rozumiem frustrację kierowcy (przejście stu metrów z dziećmi w zaśnieżony dzień to prawdziwe wyzwanie, wnoszą tyle śniegu do autobusu, iż cud, że ten jeszcze nie pływa), aczkolwiek nie może on odmówić świadczenia usług w takiej sytuacji. To nie te czasy co kiedyś, gdy kierowca mógł wyrzucić ucznia z byle powodu na środku drogi czy nonszalancko ominąć przystanek, na którym ten stoi. W tym wypadku zresztą dziesięciolatek nie stanowił przecież zagrożenia dla innych podróżujących. Widzę tu jednak pewne zaniedbanie ze strony szkoły – na przystanek dzieci powinien odprowadzać nauczyciel lub wyznaczony do tego opiekun, który zadba, by wszyscy wsiedli do środka. Oczywiście, to ma sens tylko wtedy, gdy uczeń znajduje się w obwodzie danej placówki oświatowej. Jeśli rodzice zapisali go do szkoły poza obwodem, szkoła odpowiedzialności nie ponosi.