Darmowa dieta NFZ to jeden z lepszych rządowych pomysłów na walkę z otyłością. Interfejs jest przyjazny, do jadłospisu dostajemy listę zakupów i dowiadujemy się, jak przyrządzić dane potrawy. Pytanie tylko, czy biedniejsi mieszkańcy naszego kraju będą sobie mogli na nią pozwolić.
Żyjemy w takim świecie, w którym nową chorobą cywilizacyjną stała się otyłość. Nie jest to jednak przekleństwo dobrobytu. Amerykanie zauważyli ostatnio, że większą szansę na niezdrową wagę mają osoby z biedniejszych rodzin. My również to możemy zauważyć — sama pisałam o tym, że koszty odchudzania, takiego zdrowego, są wysokie — na pewnych przykładach. Biedniejszej rodzinie bardziej opłaca się kupić odpowiednią ilość ziemniaków, łopatkę wieprzową, margarynę (do usmażenia łopatki) i mąkę (do zrobienia zasmażki). Ziemniaki (z masłem i śmietaną) zalewa się obfitą porcją sosu i mięsa. Takie jedzenie syci na długo, ale nie jest przesadnie zdrowe. Na kolację wszyscy zjedzą kanapki z czymś, co akurat wpadnie w rękę — na przykład z mięsem z konserwy. Bogatsi ludzie zamiast tego kupią sobie brązowy ryż, polędwicę, oliwę z oliwek, zioła prowansalskie, czosnek, sałatę, pomidory, ogórka, ser feta i na beztłuszczowej patelni usmażą posiłek.
Moje własne zaniedbanie doprowadziło do tego, że waga pokazuje prawie dziewięćdziesiąt kilogramów, a wzrostu mam 170 centymetrów. Wypijałam prawie sześć litrów Pepsi dziennie, jadłam jeden ogromny posiłek i często dojadałam słodycze przed spaniem, na dźwięk słowa „spacer” uciekałam z krzykiem, nie wysypiałam się, więc lubiłam uciąć sobie drzemkę… po obiedzie, rzecz jasna.
Zapisałam się więc na darmową dietę NFZ — adres podaję tutaj. Proces rejestracji jest bardzo krótki i przystępny dla użytkownika. Dostajemy profil:
Do tego portal informuje nas, jak bardzo otyli jesteśmy. Ja usłyszałam „pierwszy stopień otyłości”, ale na szczęście, dopiero na początku skali. Tak czy siak, wzbudziło to mój niepokój.
Darmowa dieta NFZ
Jest to zdecydowanie atrakcyjna alternatywa dla wszystkich „diet-cud”, jakich pełno w Internecie. I jeszcze lepsza sprawa dla tych, którzy nie mają ochoty wydawać mnóstwa pieniędzy na „trenera”, co to ustali jadłospis i ćwiczenia. Bierzemy darmową dietę NFZ, odpalamy filmiki z Chodakowską i za pół roku czujemy ulgę, bo nadmiarowy tłuszcz zaczyna znikać.
Sama dieta wygląda bardzo przyjemnie: dostajemy pełny jadłospis na dwa tygodnie, a do tego ciekawe i naprawdę interesujące przepisy. Jeśli nie mamy ochoty na dane danie, bo po prostu nam nie smakuje (albo jesteśmy uczuleni), to po prostu wybieramy inne.
Interfejs jest przyjazny, jasny i przejrzysty. Są drobne błędy w samym systemie, aczkolwiek to kwestia czasu, gdy autorzy dopracują stronę.
Drogie to
Nie może się jednak obyć bez lekko ciemnych stron całej sprawy. Jak już wspominałam wcześniej, jest to świetna alternatywa, ale dla tych, których stać na ową dietę. Dostałam bowiem listę zakupów i jest ona dosyć obciążająca dla portfela:
Czemu droga? Już tłumaczę. Ceny warzyw zimą są dość wysokie (zwłaszcza, jeśli chodzi o paprykę, kalafiora i brokuły). Migdały blanszowane potrafią kosztować i 60 złotych za kilogram (chociaż w Tesco można dostać za 10 zł). Tak samo, jak wszelkiego rodzaju orzechy. Suszone owoce też nie są przesadnie tanie.
To znaczy: nie jest to najdroższa z diet, które widziałam, ale mogłoby być taniej. Osoba, która chce schudnąć tanim kosztem, raczej się rozczaruje, chociaż z drugiej strony jest jeszcze zasada „jedz mniej”.
Mimo to darmowa dieta NFZ jest bardzo ciekawa i na pewno lepszy od wszystkich internetowych diet doktora Schroedingera, po których schudniesz albo nie. NFZ proponuje tylko te bezpieczne sposoby na odchudzanie, żadnych głodówek czy szalonych pomysłów na picie tylko wody po ogórkach. Jest to zdecydowanie lepszy sposób na walkę z otyłością niż kolejne kampanie społeczne, które przypominają ostrzeżenia na pudełkach papierosów — niby każdy to widzi, ale nie każdy się stosuje.
Ponadto, darmowa dieta NFZ jest dla tych, którzy po prostu chcą schudnąć, nie ma przymusu czy tak zwanego fat-shamingu. To rozsądny sposób na wydawanie rządowych pieniędzy, co się wcale tak często nie zdarza.