Letni Kiermasz w Biedronce oznacza, że ludzie chętnie sięgną po kolorowe okładki, tytuły „z listy przebojów Wodzisławia 2017”. Jest to sposób na tanie wypchnięcie książek z hurtowni… i jednocześnie sprawia, że dyskont z owadem w tle odnosi sukcesy na polu sprzedaży. I bardzo dobrze!
Podczas gdy małe i większe księgarnie upadają (niech przykładem będzie choćby Matras), odchodząc w niebyt, Biedronka robi biznes na handlu książkami. Przebija tym samym konkurencyjną księgarnię Bonito o 1 milion złotych – kiedy im udaje się zdobyć 11 milionów na sprzedaży książek, to owa księgarnia zarabia tylko 10 milionów. Jak temu dyskontowi udaje się sprzedawać tyle tomiszczy, gdy jednocześnie rynek czytelnika kuleje? Przecież Letni Kiermasz w Biedronce to zazwyczaj 400 tytułów! Niemożliwe, żeby trafił w gusta każdego!
Tyle, że trafia i to za niewielką cenę.
Znany pisarz Andrzej Sapkowski powiedział kiedyś, że książka powinna kosztować tyle, ile butelka wódki – ludzie przecież powinni mieć wybór. W Biedronce ta cena oscyluje przy granicy trzech tanich piw i podobnie uderza do głowy, pozwalając szybko się upoić i szybko zapomnieć, co się właściwie przeczytało. I o to właśnie chodzi.
Letni Kiermasz w Biedronce
Przyjrzyjmy się zaproponowanym w tym roku tytułom z okazji Letniego Kiermaszu. Jak zwykle jest Alex Kava i jej kolejna fantastyczna książka, która archetypy zaczerpnęła z dwóch ostatnich książek, a fabułę z piątej wstecz. Ale gdybyśmy chcieli podsumować tematykę tych pozycji w krótkiej liście tytułów, to wyglądałoby to tak:
- Jeszcze bardziej nieznane pikantne tajemnice Hitlera,
- Kto zabił? Super kryminał taki jak kilka tysięcy innych
- Sprzedawcy arbuzów to mafia,
- Polacy są najlepsi i najsprytniejsi,
- Sensacyjna książka biograficzna Tadeusza Drozdy,
- 1000 przepisów na kabaczki,
- Gonię psa po kretowisku – polska odpowiedź na Dziennik Bridget Jones
I mogę się śmiać, ale taka lista to przepis na sukces. Ludzie to kupują i czytają, bo są to opowieści mało wymagające, do pewnego stopnia satysfakcjonujące albo po prostu dobrze będą wyglądać w kuchni. Większość tego, co Biedronka sprzedaje, to pulpa na pulpie, strawna i smaczna. Sam proces czytania jest już rzeczą bardzo cenną, bo uczymy się – chociażby – ortografii. Kto wie, czy biedronkowi czytelnicy nie zainteresują się wkrótce potem nieco bardziej ambitną literaturą.
Biedronka ze swoją ceną dziesięciu złotych trafia więc w każde gusta, jednocześnie przemycając coś ciekawego na domowe półki. Wielce wytrawni czytelnicy mogą teraz pokpiwać, że masa dostała pożywkę, ale 1000 przepisów na kabaczki sprzedaje się lepiej niż „Doktor Faustus”. Bo ludzie lubią kabaczki, ale metaforycznej opowieści o niemieckim upadku już nie. Z tego samego powodu ludzie kupują na niedzielę kurczaka, a na piątek ziemniaki i ser, a nie wodorosty kombu, pastę miso i paluszki krabowe.
Co by nie mówić, Biedronka dokłada się do narodowego programu czytelnictwa i robi to dobrze. Może najwyższa pora, by księgarnie obniżyły ceny, tak jak zrobił to Aros? Może pora, żeby zaczęły pokazywać przede wszystkim te książki, które naprawdę zainteresują każdego? W przeciwnym razie przegrają ze sklepem sprzedającym produkty na rosół i pierogi.