Ustawa „stop pedofilii” to ostatni bubel prawny tej kadencji Sejmu – i być może pierwszy następnej

Gorące tematy Państwo Prawo Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (303)
Ustawa „stop pedofilii” to ostatni bubel prawny tej kadencji Sejmu – i być może pierwszy następnej

Środowiska ultrakonserwatywne chcą za wszelką cenę walczyć z problemem „seksualizacji dzieci w szkołach”. Można się spierać, czy w ogóle mamy do czynienia z prawdziwym zjawiskiem. A także jakie intencje naprawdę przyświecają propagatorom tej walki. Warto jednak zauważyć, że proponowana ustawa „stop pedofilii” to nic innego jak kolejny bubel prawny.

Ustawa „stop pedofilii” to jeden z elementów odwracania kota ogonem w światopoglądowej wojence politycznej

Swego czasu poważne kontrowersje w Polsce wzbudziła matryca standardów WHO odnośnie edukacji seksualnej. Co więcej, całkiem skuteczna próba odwrócenia kota ogonem po filmie „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich wytworzyła palącą potrzebę walki państwa z pedofilią. Głównie tam, gdzie jej nie ma – chociażby poprzez walkę ze zmyśloną „ideologią LGBT”. Temat seksu – w takich czy innych konfiguracjach – stał się w końcu także motywem przewodnim finiszu kampanii przed wyborami parlamentarnymi.

Jednym z przejawów tej swoistej „wojny kulturowej” jest obywatelski projekt zmian w kodeksie karnym, określany jako ustawa „stop pedofilii”. Ta nazwa jest stosunkowo myląca. W rzeczywistości pomysłodawcom chodzi nie tyle o przeciwdziałanie jakimkolwiek istniejącym przestępstwom, co o stworzenie zupełnie nowych. Oponenci ustawy wskazują, że celem tej inicjatywy ustawodawczej jest uniemożliwienie prowadzenia w szkołach jakichkolwiek zajęć edukacji seksualnej.

Można się oczywiście spierać co do tego, czy faktycznie takie treści powinny być nauczane w szkołach. Każdy ma najpewniej wyrobioną na ten temat jakąś opinię. Warto jednak przyjrzeć się samemu projektowi. „Stop pedofilii” to bardzo króciutki projekt, zawiera może pół strony. Czy coś tak krótkiego w ogóle można nazwać „bublem prawnym”? Tak, o ile oczywiście posłowie na ostatnim posiedzeniu sejmu starej kadencji zdecydują w pierwszym czytaniu o nadaniu mu dalszego biegu.

Choć projekt wychwala instytut Ordo Iuris, jej treść cechuje legislacyjne niedbalstwo

Za projektem stoi fundacja Pro – prawo do życia. Jak sama nazwa wskazuje, jest to grupa skupiająca się przede wszystkim na dążeniach do wprowadzenia w Polsce zakazu aborcji. Bardzo pochwalną analizę projektu przedstawił znany prawicowy instytut Ordo Iuris. Na jego stronie internetowej można przeczytać chociażby: „Projekt «Stop pedofilii» skutecznie realizuje postulaty formułowane przez jego twórców, zakazując wdrażania najbardziej kontrowersyjnych założeń «Matrycy edukacji seksualnej» Standardów WHO oraz wprowadzając jednoznaczne prawne potępienie dla seksualizacji dzieci, rozumianej jako zachęcanie i promowanie wśród małoletnich podejmowania aktywności seksualnej.”

Czy jednak aby na pewno to taki solidny kawał legislacji? Konkretne zapisy projektu mogą budzić spore zastrzeżenia. Ustawa „stop pedofilii” to same przepisy karne – pomysłodawcy chcą dodać do kodeksu karnego nowy artykuł, 200b. Nowy przepis miałby się składać z czterech paragrafów. §1 przewiduje karę do 2 lat więzienia za „publiczne propagowanie lub pochwalanie zachowań o charakterze pedofilskim„. Problem w tym, że projekt nie sili się na zdefiniowanie czym właściwie jest „zachowanie o charakterze pedofilskim”. Jeżeli jest jakaś gałąź prawa, w której szczególnie należy unikać tego typu sformułowań nieostrych, to właśnie w prawie karnym.

Czy jeśli sprawca aprobował, ale się nie cieszył, to czy popełnił przestępstwo? Do takich absurdów prowadzą nieostre pojęcia w prawie karnym

Kolejny błąd projektu to już zwyczajne niechlujstwo. §2, §3 i §4 kręcą się koło koncepcji karania więzieniem za „publiczne propagowanie propagowanie lub pochwalanie przez małoletniego obcowania płciowego„. Kary są oczywiście zróżnicowane. W grę wchodzi podstawowa forma zagrożona karą tak samo do 2 lat pozbawienia wolności. Zagrożenie karą rośnie do 3 lat za dopuszczenie się takiego czynu za pomocą środków masowego komunikowania. Wliczając w to chociażby internet.

Projekt ustawy „stop pedofilii” przewiduje taką samą karę również dla osób, które takiego czynu miałyby się dopuścić na terenie szkół, lub innych placówek wychowawczo opiekuńczych. A także wobec każdego, kto działa „w związku z zajmowaniem stanowiska, wykonywaniem zawodu lub działalności związanych z wychowaniem, edukacją, leczeniem małoletnich, lub opieką nad nimi.

Najważniejszym grzechem tych proponowanych przepisów są dwa słowa: „pochwalanie”, oraz „małoletni”. W pierwszym przypadku znowu mamy do czynienia z karygodną wręcz nieostrością pojęcia. Zgodnie ze słownikiem języka polskiego, chodzić powinno o „uznawanie za dobre, słuszne, właściwe”. Oczywiście, trudno stwierdzić, czy w grę wchodziłaby jedynie wyraźna aprobata, czy wystarczyłoby samo stwierdzenie, że są czymś absolutnie normalnym. Na szczęście, pomysłodawcy nie wpadli na pomysł, by w swoim projekcie zawrzeć dodatkowo przepis dopuszczający odpowiedzialność karną także w przypadku winy nieumyślnej.

Projekt „stop pedofilii” przewiduje także karę więzienia za pochwalanie także zachowań, które są legalne

To jednak nie koniec problemów, bo sformułowanie „małoletni” ma przecież jasno określone znaczenie. Nie można mieć oczywiście do pomysłodawców pretensji, że używają określeń niezdefiniowanych przez sam kodeks karny. Już teraz sama obowiązująca ustawa posługuje się nim wielokrotnie. Tyle tylko, że zgodnie z art. 10 kodeksu cywilnego, można śmiało domniemywać, że małoletnim jest osoba, która nie jest kimś pełnoletnim. Tym staje się po ukończeniu osiemnastego roku życia, bądź po zawarciu związku małżeńskiego.

Projekt „stop pedofilii” zakłada w takim wypadku, że mniej lub bardziej publiczne pochwalanie uprawiania seksu przez nastolatki będzie przestępstwem. Rzecz jasna, chodzi tutaj o sytuację, w której wszystkie zainteresowane strony przekroczyły tzw. „wiek przyzwolenia”. Wszystkie przepisy kodeksu karnego odnoszące się do faktycznych zachowań pedofilskich operują obecnie sformułowaniem: „małoletni do 15 roku życia”. Konsekwencją projektu jest ewidentnie kara więzienia za ewentualne wyrażanie aprobaty dla zachowań, które są jak najbardziej legalne.

Pomysłodawcy chcieliby traktować surowiej edukację seksualną w szkołach, niż aktywne propagowanie w Polsce prawdziwego nazizmu

Absurd? Jak najbardziej. Do tego ocierający się o ewidentną niekonstytucyjność. Warto pamiętać, że art. 54 Konstytucji zapewnia każdemu „wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji„. Co więcej, jego §2 zakazuje cenzury prewencyjnej środków społecznego przekazu. Oczywiście, pomysłodawcy przeciwstawiają swobodzie rozpowszechniania informacji art. 72. Zgodnie z tym przepisem, każdy ma prawo, między innymi, żądać od państwa ochrony dziecka przed demoralizacją. Problem w tym, że subiektywne stwierdzenie środowisk konserwatywnych, że mogło dojść do demoralizacji niekoniecznie tutaj wystarczy.

Warto przy tym wspomnieć, że istnieje w kodeksie karnym analogiczny przepis. Mowa o art. 256 kk. Przewiduje bowiem karę do 2 lat więzienia za publiczne propagowanie faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa lub nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość. Bez elementu „pochwalania”. Trudno przy tym porównywać aktywne propagowanie zbrodniczych ideologii z milionami ofiar na koncie z walką z edukacją seksualną w szkołach. Tymczasem pomysłodawcy ewidentnie są zdania, że to drugie zjawisko powinno być traktowane przez państwo surowiej.

Można by uwierzyć w szczytne zamierzenia pomysłodawców projektu, gdyby nie napisane przez nich samych uzasadnienie

Ktoś mógłby zadać pytanie: „no dobrze, ale gdzie w tym wszystkim pedofilia„? W tym cały problem z projektem – nigdzie. Można by uwierzyć, że faktycznie pomysłodawcy mają jakieś, ich zdaniem, szczytne intencje walki z wykorzystywaniem seksualnym dzieci. Problem w tym, że projekt ustawy „stop pedofilii” zawiera też uzasadnienie. To w niektórych sytuacjach może dawać wskazówkę co do interpretacji poszczególnych aktów prawnych. W tym przypadku, kluczowa z pewnością będzie część „potrzeba i cel wydania ustawy”.

Tymczasem autorzy projektu wcale się nie kryją, że chodzi im o matrycę WHO oraz o prowadzenie w szkołach edukacji seksualnej. Jak się można domyślić, znaleźć tam możemy również LGBT – tym razem jako „lobby” a nie „ideologie”. Jest również włączenie „przeciwdziałania przemocy” czy „przeciwdziałania dyskryminacji i wykluczeniu” do „tematyki deprawacyjnej”. Faktyczna przemoc seksualna, owszem, występuje – raz. Autorzy starają się, przytaczając przypadek pary australijskich gejów gwałcących swoje adoptowane dziecko, przekonać, że istnieje pilna potrzeba wprowadzania tak drakońskich przepisów. Oraz, że jedno z drugim ma jakiś związek.

Projekt „stop pedofilii” nie jest, jako obywatelski, objęty zasadą dyskontynuacji. To znaczy, że jeśli posłowie go nie odrzucą, sejm następnej kadencji będzie kontynuować nad nim pracę. Doniesienia medialne wskazują, że istnieje żywe zainteresowanie w przyjęciu ustawy przez rządzące Prawo i Sprawiedliwość. Z tym, że posłowie tej formacji najwyraźniej woleliby dodatkowo projekt zaostrzyć.

Jedno jest pewne: jeśli projekt zostanie przyjęty bez daleko idących poprawek, to domniemanie racjonalności ustawodawcy zostanie, po raz kolejny, wystawione na ciężką próbę.