To już dawno przestało być śmieszne. Jedyny reaktor jądrowy w Polsce stoi przez urzędników

Energetyka Państwo Dołącz do dyskusji
To już dawno przestało być śmieszne. Jedyny reaktor jądrowy w Polsce stoi przez urzędników

Pomimo planów rozwoju energetyki jądrowej, doświadczalny reaktor Maria to jedyne tego typu urządzenie, które funkcjonowało w Polsce. Skąd czas przeszły? Reaktor nie działa. Wszystko przez to, że Polska Agencja Atomistyki upiera się, by nie przyznać Marii nowej licencji. Powodem takiego stanowiska są źle skonstruowane przepisy uchwalone 4 lata temu. Ktoś powinien zakończyć tę tragikomedię. 

Narodowe Centrum Badań Jądrowych i Państwowa Agencja Atomistyki kłócą się o strefy bezpieczeństwa

Polska buduje elektrownię atomową od czasów Edwarda Gierka i jakoś zbudować nie może. Nic nie wskazuje, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Jedyne, czym mogliśmy się do tej pory pochwalić, był zlokalizowany w Otwocku doświadczalny reaktor Maria. Urządzenie funkcjonowało z powodzeniem i bez większych przeszkód od 1974 roku. Nie tylko służyło polskim naukowcom pomimo braku adekwatnego finansowania ze strony rządu, ale także dostarczał radiofarmaceutyki. Reaktor był wręcz istotnym ogniwem światowej produkcji niektórych izotopów.

Maria mogłaby funkcjonować w najlepsze jeszcze długie lata, może nawet doczekać oddania do użytku jakiejś pełnoprawnej elektrowni atomowej w Polsce. Jak to jednak w takich przypadkach bywa, na przeszkodzie stanęli urzędnicy oraz niezbyt rozsądne prawo. Reaktor Maria stoi od 1 kwietnia, poszczególne instytucje kłócą się między sobą, a rząd udaje, że problem nie istnieje.

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, reaktor jądrowy musi raz na 10 lat uzyskać licencję wydawaną przez Państwową Agencję Atomistyki. Wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z formalnością. W końcu, jak już wspominałem, reaktor funkcjonuje przeszło pół wieku. Problem jednak w tym, że PAA zaczęła się drobiazgowo przeglądać dokumentom przedłożonym przez Narodowe Centrum Badań Jądrowych, a więc podmiotu zarządzający Marią.

Siłą rzeczy, znalazły się powody, by licencji nie przyznawać. Jak podawał niedawno portal Energetyka 24, PAA wielokrotnie wzywała NCBJ do złożenia wyjaśnień, przy okazji zgłaszając ok. 600-700 uwag merytorycznych. Najbardziej palącym problemem jest kwestia strefy planowania awaryjnego dookoła reaktora. Chodzi o odpowiednie przygotowanie obszaru położonego dookoła obiektu jądrowego na wypadek wystąpienia potencjalnie niebezpiecznego zdarzenia, na przykład awarii.

W czym tkwi problem? Reaktor położony jest w Otwocku, a więc pod Warszawą. Gdyby rzeczywiście traktować przepisy śmiertelnie poważnie i wytyczyć strefę o promieniu 20 km, to mielibyśmy do czynienia nie tylko z ogromnym nakładem pracy, ale także z kosztami. Poprzedni dyrektor NCBJ był zresztą zdania, że strefa bezpieczeństwa Marii kończy się na płocie kierowanego przez siebie instytutu. PAA takiego stanowiska oczywiście nie podziela.

Reaktor Maria mógłby ruszyć, gdyby rządzący potraktowali problem na poważnie

Ktoś mógłby się w tym momencie zastanowić, kto wpadł na pomysł, by obejmować takimi obowiązkami obiekt, który z powodzeniem funkcjonuje od półwiecza. Obecna iteracja przepisów funkcjonuje od 4 lat. Najprawdopodobniej została przygotowana przez poprzedni rząd z myślą o rozwoju polskiego programu atomowego. Ściślej mówiąc: o pełnoprawnych elektrowniach jądrowych, które mają dopiero powstać. Całkiem możliwe, że w legislacyjnym ferworze o istnieniu Marii i dopisaniu stosownego wyjątku najzwyczajniej w świecie zapomniano.

Truizmem byłoby stwierdzenie, że obecny klincz pomiędzy NCBJ i PAA jest sytuacją niekomfortową. Określiłbym ją nawet mianem tragikomedii. Nieumiejętność uzyskania dla Marii licencji przypłacił stanowiskiem dyrektor NCBJ prof. Krzysztof Kurek. Nie wydaje się jednak, by jego następca jakoś bardzo popchnął sprawy do przodu. W mediacje pomiędzy zwaśnionymi instytucjami zaangażował się Senacki Zespół ds. Energetyki Jądrowej i Odnawialnych Źródeł Energii kierowany przez Grzegorza Czeleja z PiS oraz resort przemysłu. Ostrożne sugestie podpowiadają, że reaktor Maria może zostać uruchomiony pod koniec czerwca.

Czy taka sytuacja powinna w ogóle mieć miejsce? W żadnym wypadku. Można śmiało postawić tezę, że zawieszenie funkcjonowania jedynego reaktora jądrowego w Polsce to kompromitacja wszystkich zaangażowanych stron. Naturalnym wnioskiem w takiej sytuacji wydaje się znalezienie winnych. Cóż nam jednak po tym, skoro zmiana na stanowisku kierownika NCBJ nie przyniosła rezultatów? Z kolei dyrektora PAA tak po prostu odwołać się nie da. Może to zrobić jedynie premier, a i to w przypadkach ściśle określonych w art. 109 ust. 2b prawa atomowego.

W tej sytuacji najprostszym rozwiązaniem wydaje się błyskawiczne przyjęcie ustawy, która wyłączałaby Marię z obowiązków dotyczących tych nieszczęsnych stref bezpieczeństwa. To jak najbardziej możliwe. Sejm, kiedy chce, to potrafi działać zaskakująco szybko. Wydaje się wręcz, że akurat w tym przypadku uzyskanie ponadpartyjnego konsensusu nie byłoby zbyt wielkim problemem.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że to właśnie zdolności do szybkiego i skutecznego rozwiązywania codziennych problemów brakuje politykom. Sprawczość to nie tylko wielkie projekty na dekady, ale także sprzątanie na bieżąco bałaganu, który się narobiło. Poza tym, jak chcemy budować w Polsce energetykę jądrową, jeśli nie potrafimy załatwić prostego problemu natury biurokratycznej?