Polski rząd lubi podkreślać, że „chroni” nasz kraj przed imigrantami. Czy to oznacza, że imigracja do Polski to zjawisko marginalne? Nic bardziej mylnego, jakby to powiedział znany youtuber. Okazuje się, że pierwszych zezwoleń na pobyt wydajemy więcej niż Niemcy czy Brytyjczycy.
Jeszcze niedawno Polska była krajem narodowym – zresztą jednym w ostatnich Europie. Jednak zmienia się to na naszych oczach – coraz więcej jest u nas już nie tylko Ukraińców czy Białorusinów, ale nawet i Azjatów.
Jednak statystyki i tak szokują. Otóż w 2018 r. Polska wydała aż 635 tys. pierwszych zezwoleń na pobyt w kraju obywatelom państw nienależących do UE, wynika z danych Eurostatu. To unijny rekord – i zarazem 20 proc. wszystkich pozwoleń, które zostały wydane w całej Unii.
W Niemczech przez ten rok wydano „zaledwie” 544 tys. zezwoleń. Na kolejnych miejscach znalazły się: Wielka Brytania, Francja, Hiszpania, Włochy oraz Szwecja.
Imigracja do Polski. Za pracą, nie za rodziną
Co przyciąga nad Wisłę imigrantów spoza UE? Najczęściej po prostu praca. Nie jest to jednak takie oczywiste w przypadku innych państw. Wielka Brytania przyznaje na przykład najwięcej zgód na pobyt do celów edukacyjnych. Okazuje się też, że na Zachodzie sporo wydaje się takich pozwoleń z powodów rodzinnych. W Polsce jeszcze tego specjalnie nie widać.
Co również nie zaskakuje, do Polski wciąż tłumnie wyjeżdżają Ukraińcy. Aż 78 proc. pozwoleń na pobyt dla mieszkańców tego kraju w całej UE zostało wydanych właśnie w Polsce.
Jak te dane mają się do zapewnień naszego rządu, że nie przyjmujemy imigrantów? Cóż, można powiedzieć, że nijak. Z drugiej strony – faktycznie Polska przyjmuje przede wszystkim ludzi, którzy chcą u nas pracować. A rąk do pracy mamy przecież ciągle za mało.
Nie przyjmujemy natomiast zbyt wielu osób z powodów związanych z uchodźstwem. A Niemcy tylko w zeszłym roku udzieliły 220 tys. takich pozwoleń na pobyt. Oczywiście można się spierać czy to źle, czy dobrze. Ale pod tym względem trzeba przyznać rządowi, że przynajmniej robi to, o czym mówi.
Na pewno jednak coś w Polsce zmienia się nieodwracalnie. Jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu każda wizyta w dużej zachodniej metropolii kończyła się konstatacją: „Ale u nich kosmopolitycznie, nie to, co u nas”. Wygląda jednak na to, że pod względem kosmopolityzmu i imigracji też doganiamy Zachód.