Tylko nieco ponad dwa tygodnie minęły od wyborów parlamentarnych, a rządzący już zapowiadają nowy podatek, który równie dobrze można określić jako podatek „od Biedronki i Lidla”. Oczywiście jest to pewna metafora, jednak z drugiej strony – chodzi o podatek od sklepów powierzchniowych. To tzw. congestion tax, który z pewnością obejmie nie tylko tytułowe sklepy, ale także wiele innych. Podatek od sklepów wielkopowierzchniowych ma być pomysłem rządzących na obejście problemów z Komisją Europejską.
Podatek od sklepów wielkopowierzchniowych zamiast podatku handlowego
Rządzący poddali się i prawdopodobnie uznali, że nie wygrają z Komisją Europejską, jeśli chodzi o podatek handlowy. A trzeba przyznać, że partia władzy już od długiego czasu zapowiadała nie tylko jego wprowadzenie, ale też roztaczała wizję, jak wiele zyska na tym budżet państwa. Plan jednak okazał się nie tak doskonały jak mogło się wydawać, ponieważ Komisja Europejska miała liczne zastrzeżenia. TSUE wprawdzie uznał, że rząd PiS ma prawo wprowadzić podatek handlowy, jednak Komisja Europejska zdecydowała się na zaskarżenie wyroku. W rezultacie rządzący musieli odłożyć w czasie wprowadzenie nowego podatku, mimo że przy różnych wyliczeniach dotyczących budżetu uwzględniali właśnie wpływy z podatku handlowego.
Najwyraźniej jednak budżet państwa nie jest w najlepszej formie, bo rządzący postanowili nie czekać dłużej i znaleźć inny sposób na nałożenie podatku na wielkie sieci handlowe. Chodzi o podatek od sklepów wielkopowierzchniowych, którego wprowadzenie zasygnalizowała minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz.
Podatek „od Biedronki i Lidla” może wejść w życie już na początku 2020 r.
Podatek od sklepów wielkopowierzchniowych miałby umożliwić obejście problemów z podatkiem handlowym. Istotą tego drugiego jest bowiem egzekwowanie podatku od obrotu. „Congestion tax”, zapowiedziany przez minister Emilewicz, miałby być uzależniony od powierzchni sklepu. Jak podkreśla minister, takie rozwiązanie jest już stosowane w innych krajach Unii Europejskiej. Wydaje się zatem, że nie powinno być problemu z wprowadzeniem go także na terenie Polski.
Podatek od sklepów wielkopowierzchniowych jest zresztą ciekawą koncepcją samą w sobie. Nie jest bowiem uzależniony od dochodów sklepu, a od… trudności, jakie ten sklep tworzy w tkance miejskiej. Czyli – czy przekłada się na zwiększenie korków w danym miejscu lub czy muszą zostać wdrożone jakieś specjalne rozwiązania drogowe, by sklep mógł funkcjonować. To, jaki podatek ma zapłacić sklep, jest uzależnione od wyliczeń algorytmu.
Wygląda na to, że dalsze podwyżki cen żywności nas nie ominą
Ceny żywności rosną i trudno temu zaprzeczyć. Zapowiedź minister Emilewicz może jednak spowodować, że ceny w sklepach jeszcze mocniej poszybują do góry. Właściciele sieci mogą chcieć zawczasu zacząć rekompensować sobie nową daninę. Oczywiście nie wiadomo ostatecznie, czy faktycznie podatek od sklepów wielkopowierzchniowych w Polsce nie wywoła sprzeciwu Unii Europejskiej. Można jednak przypuszczać, że rządzący długo poszukiwali „bezpiecznej” koncepcji opodatkowania dużych sieci. A jeśli tak się stanie – odczują to nie tylko właściciele sklepów, ale na początku także i konsumenci.