Gry to prężnie rozwijająca się gałąź rozrywki i całkiem opłacalny biznes. Wielkie pieniądze to także okazja do rozmaitych nadużyć. W Chinach sprzedaż postaci w grze komputerowej bez zgody właściciela za znacząco zaniżoną kwotę skończyła się sprawą sądową.
Współdzielenie z kimś postaci, w którą zainwestowało się miliony nie jest rozsądne
Pieniądze bardzo często wystawiają przyjaźń na próbę. Przekonał się o tym, jak podaje chociażby portal Gazeta.pl, niejaki Lu Mou z Chin. Był on właścicielem postaci w grze komputerowej „Justice Online”. Jest to tytuł z gatunku „MMORPG”, gier sieciowych przeznaczonych dla dużej liczby graczy. Nie jest to przy tym tytuł jakoś szerzej znany czy popularny na zachodzie.
Co istotne: gra oferuje szereg tzw. mikrotransakcji. Gracze mają możliwość za prawdziwe pieniądze kupić rozmaite bonusy w świecie wirtualnym. A to jakiś ciekawszy wygląd postaci, a to konkretne ułatwienia przekładające się na skuteczność w samej rozgrywce.
Lu Mou w swoją postać zainwestował astronomiczną wręcz kwotę 8-10 milionów yuanów. To daje ok. 1,4 mln dolarów, bądź 5,4 mln polskich złotych. W przeciwieństwie do pieniędzy nie mógł swojemu wirtualnemu awatarowi poświęcić dostatecznie dużo czasu. Dlatego postanowił skorzystać z praktyki współdzielenia konta z niejakim Li Moushengiem.
Panowie z czasem nawet się zakolegowali. Na tyle, by Lu Mou przekazał Li Moushengowi swój numer telefonu – będący akurat kluczowym zabezpieczeniem konta w grze przed kradzieżą.
Nielegalna sprzedaż postaci w grze zakończyła się ugodą i wypłatą zadośćuczynienia niedoszłemu nabywcy a nie procesem karnym
Ten w pewnym momencie postanowił skapitalizować znajomość i zarobić na współdzielonej postaci całkiem sporo pieniędzy. Serwis ithardware.pl ujawnia kolejną okoliczność całej sprawy. Od Lu Mou jego kolega najpierw zażądał okupu w wysokości 388 000 yuanów. To równowartość 55 138 dolarów. Właściciel postaci odmówił.
Alternatywą była sprzedaż postaci w grze komputerowej. Miała przynieść Li Moushengowi właśnie wskazaną wcześniej kwotę. Problem w tym, że przedsiębiorczy gracz nie tylko „zapomniał” spytać jej Lu Mou o zdanie, ale również pomylił się wpisując kwotę. Postać została wystawiona za równowartość 552 dolarów. Jak się można spodziewać, bardzo szybko znalazła nabywcę.
Pierwotny właściciel postaci oczywiście nie był specjalnie zachwycony. Skierował sprawę do sądu. Zaskarżył nie tylko Li Moushenga, ale także firmę NetEase – producenta Justice Online. Warto zwrócić uwagę na dość kuriozalne tłumaczenie sprawcy całego zamieszania. Twierdził, że do pomyłki przy wpisywaniu kwoty doszło dlatego, że był po prostu zbyt zmęczony wielogodzinną grą. Biorąc jednak potencjalną wartość sprzedanej postaci, najpewniej i tak liczył po prostu na szybki zysk.
NetEase bardzo szybko zawarło ugodę z Lu Mou. Zgodnie z nią cała sprzedaż postaci w grze została anulowana a przedmiot transakcji wrócił do pierwotnego właściciela. Ten ostał przez sąd zobowiązany do zapłaty niedoszłemu nabywcy ok. 13 tysięcy dolarów zadośćuczynienia.
Rozwój wirtualnej rozrywki sprawia, że coraz częściej sprawy powiązane z grami komputerowymi będą trafiać do realnych sądów
Sama sprawa budzi całkiem sporo wątpliwości. Jakby nie patrzeć, sprzedaż postaci w grze komputerowej bez zgody właściciela teoretycznie mogłaby skończyć się postępowaniem nie cywilnym a karnym. Zwłaszcza biorąc pod uwagę żądanie okupu. W tym przypadku jednak jej właściciel zdecydował się na stosunkowo polubowne rozwiązanie. Doniesienia medialne nie wspominają o żadnych poważniejszych konsekwencjach dla Li Moushenga.
Warto przy tym pamiętać, że podobna sytuacja w Polsce również mogłaby dla nieuczciwego kolegi skończyć się źle. Jak swego czasu pisaliśmy na łamach Bezprawnika, kradzież przedmiotów w grze może potencjalnie prowadzić do odpowiedzialności karnej na podstawie kilku przepisów kodeksu karnego.
Nie powinno także dziwić, że sami producenci gier sieciowych starają się zabezpieczać konta użytkowników przed wszelkimi formami przejęcia przez osoby trzecie. W tym celu stosują chociażby aplikacje generujące specjalne kody dostępu. Niektórzy dodatkowo regulują w regulaminach rozgrywki kwestię współdzielenia kont czy ich sprzedaży.
Same mikrotransakcje zawarte w grach w ostatnich latach stały się przedmiotem poważnych kontrowersji. Tak zwane „loot boxy” w niektórych krajach, w tym także Unii Europejskiej, zostały chociażby uznane za formę hazardu. Nie zmienia to faktu, że sama praktyka przynosi twórcom krociowe zyski. Także cyberprzestępcy już dawno zwietrzyli w graczach okazję do zarobku. Dlatego można się spodziewać, że podobne sprawy prędzej czy później coraz częściej będą znajdowały finał na sali sądowej.