Gorszy gatunek człowieka, facebookowi oszuści, znalazł sobie nowy sposób na „wirusowanie kont” do spamowania za pośrednictwem popularnego serwisu i wyłudzania Waszych danych osobowych.
Mechanizm niby wydaje się powszechnie znany, a jednak internauci nadal bez większych problemów się na niego łapią – wystarczy odpowiednio sensacyjny nagłówek i od razu klikają bezrefleksyjnie w co popadnie. Zwykle schemat działania takich serwisów jest podobny – ukierunkowane na lokalne społeczności anonsują rzekomy artykuł o jakimś bardzo poważnym wypadku. Ewentualnie odwołują się do tekstów łamiących jakieś obyczajowe tabu, piszą, że zmarł jakiś znany polityk lub też – uwaga, będzie hit – rozdają telefony, których producent nie będzie sprzedawał, ponieważ zabrakło folijki.
Na pewno nie raz spotkaliście znajomego, który obnosił się możliwością sprawdzenia punktów karnych i że on sam ma ich już ponad 30, choć nawet przecież nie ma prawa jazdy.
Oszustwa tego typu przyjmują najróżniejsze formy i celują w najróżniejsze mechanizmy. Czasem chodzi o wyłudzenie Waszych danych osobowych. Czasem o przejęcie dostępu do Waszego konta poprzez zaakceptowanie rozmaitych aplikacji. Oszustwo o Euro 2016 rozsyła się na przykład za pomocą aplikacji YouTube czy też raczej „YouTube”. Potem uśpiona aplikacja może nie przejawiać żadnej aktywności tygodniami, by wreszcie – też popularny ostatnio mechanizm – zacząć masowo zapraszać naszych znajomych do rozmaitych podejrzanych grup.
A to wszystko otwiera dodatkowe możliwości przed oszustami. Za pośrednictwem grup i aplikacji publikujących w naszym imieniu posty mogą promować strony internetowe – postawione doraźnie, krótkoterminowo, bo Facebook je w końcu blokuje – wyświetlające reklamy AdSense starające się spieniężyć nagły przypływ ruchu Facebooka. Choć w ten sposób można zareklamować w zasadzie wszystko, jednakże biada nieodpowiedzialnemu wydawcy, który kupiłby reklamy u tego typu facebookowych cwaniaczków.
Z tego też względu generalnie zaleca się – już przynajmniej od kilku lat – ostrożność w tym, co klikamy w internecie. Jeśli link pochodzi z domeny nie budzącej przesadnego zaufania, na dodatek cały opis wydaje się zdecydowanie zbyt sensacyjny (choć akurat ten argument pasowałby do wszystkich krajowych portali) – nie warto w nie klikać, gdyż tylko „zawirusujemy” swoje konto, uprzykrzymy życie naszym znajomym, a być może nawet wydamy swoje dane w niepowołane ręce.