Sejm uchwalił zmiany w przepisach, pozwalające na zastosowanie nowe rodzaju odpowiedzialności quasi-wykroczeniowej. Wina przestaje mieć znaczenie, a kary pieniężne są bezwzględne, nieuchronne, a także – co najmniej – kilkutysięczne.
Kara administracyjna a koronawirus
Właśnie spełniają się marzenia sporej części elektoratu PiS co do konstrukcji odpowiedzialności za czyny zabronione. W odniesieniu do koronawirusowych restrykcji znika zasada winy – liczy się bowiem sam skutek – kary są minimum kilkutysięczne, przepisy w zasadzie blankietowe i nieostre, a możliwość odwołania ograniczona do minimum.
Wczoraj uchwalono nowelizację kilku ustaw, a także wydano rozporządzenie, znacznie rozszerzające zakres stosowanych przez państwo restrykcji w związku z epidemią koronawirusa. Jak sugeruje dr Mikołaj Małecki, twórca „Dogmatów Karnisty”, działaniom władz bliżej jest do prima aprilis, aniżeli do rozsądnych i – co równie ważne – zgodnych z prawem działań.
Po wejściu w życie nowych przepisów, w skład których wchodzi cały katalog administracyjnych kar pieniężnych, złamanie zasad, uregulowanych w rozporządzeniu, skutkować będzie nie odpowiedzialnością wykroczeniową, jak dzisiaj, a bezwzględną karą administracyjną.
Wykroczenie bez wykroczenia
Nowe ograniczenia w przemieszczaniu się jeszcze bardziej rozszerzyły katalog działań, od których mamy się powstrzymywać (w rozporządzeniu cały czas mówi się oo graniczeniu, a nie zakazie – wszak wprowadzenie zakazu nie może zostać dokonane w tak bezwiedny sposób, bo ustawa „epidemiczna” nie przewiduje możliwości wprowadzenia zakazu). Naruszenie zasad kwarantanny lub izolacji skutkować będzie karą pieniężną w wysokości do 30.000 złotych.
Niezastosowanie się do zakazów, nakazów lub ograniczeń co do przemieszczania się, czyli m.in. obowiązku zachowania dystansu, wyrażać się będzie w bezwzględnej karze, niezależnie od winy i „stopnia szkodliwości społecznej”, której wysokość wynosić musi co najmniej 5000 złotych. Maksymalny jej wymiar to aż 30 000 złotych. W wypadku zakazu gromadzenia się, kara wynosi co najmniej 10 000 złotych (do 30 000 zł). Na takiej samej zasadzie karane będzie wyjście do lasu, czy też parku.
Oczywiście, że gros obywateli stwierdzi, że to wspaniały pomysł. Trzeba przecież walczyć z wirusem silną ręka, a wysokie kary odstraszą „cwaniaczków”. Takie myślenie jest równie idiotyczne, co chęć karania dekapitacją złodziei, czy też optowanie za karą śmierci, najlepiej wykonaną w ciągu 24 godzin od zatrzymania.
Czy to jest legalne?
Obywatel jest bezwarunkowo zdany na interpretację stanu faktycznego przez funkcjonariuszy organów ścigania, a także nie ma możliwości odmowy przyjęcia mandatu, czy tłumaczenia swojego zachowania przed sądem, bowiem nie ma tutaj zastosowania prawo wykroczeń.
Zgodnie z uchwalonymi przepisami, karę nakłada w drodze decyzji administracyjnej powiatowy inspektor sanitarny, a odwoływać można się do samego ministra zdrowia (przysługuje oczywiście również zaskarżenie legalności, nie słuszności, decyzji do właściwego sądu administracyjnego). W dobie epidemii koronawirusa jak widać nieważne jest prawo do sądu, prawo do rozstrzygnięcia sprawy przez niezawisły i niezależny organ, a także ogólna pewność prawa.
Krakowski Instytut Prawa Karnego w swoim stanowisku również stwierdza, że wprowadzenie kar administracyjnych:
Oznacza […] realne odebranie obywatelowi prawa do sądu i zweryfikowania podjętej decyzji przez organ wyposażony w przymiot niezależności i niezawisłości, zgodnie z konstytucyjną zasadą uzyskania sprawnego rozstrzygnięcia własnej sprawy przez sąd
Zwalczenie epidemii koronawirusa jest dzisiaj priorytetem i jest to niewątpliwe, ale podobne działania można podejmować i bez wprowadzania nadmiernych kontrowersji, bo w wypadku sytuacji spornej, obywatel będzie zdany jedynie na działania aparatu państwowego.