Pewien toruński właściciel restauracji uznał, że negatywna recenzja jego lokalu stanowi naruszenie dóbr osobistych. Nie jest to zupełnie niemożliwe, nawet jeśli w tej konkretnej sprawie nie jest zbyt prawdopodobne. Problem w tym, że mógł w tym przypadku uzyskać efekt dokładnie odwrotny względem zamierzonego.
W recenzowaniu chodzi właśnie o to, by informować innych o wadach i zaletach recenzowanego obiektu
Istotą zamieszczania w internecie recenzji portali gastronomicznych, w których się było, jest albo zachwalenie danego miejsca, albo wręcz przeciwnie. Czasem z czystej życzliwości wolelibyśmy, by inni ludzie nie musieli doświadczać przykrych wrażeń, które przytrafił się nam.
Siłą rzeczy negatywne recenzje nigdy nie będą się podobać właścicielom skrytykowanych przybytków. W końcu potencjalnie oznacza to dla nich utratę klientów, a więc i pieniędzy. Zdarzają się przypadki, gdy starają się wykorzystać środki przewidziane przez kodeks cywilny.
Ma to uzasadnienie w przypadku chociażby fałszywych recenzji fabrykowanych przez konkurencję. Współczesny marketing szeptany ma w końcu dzisiaj głównie mroczne oblicze. Pytanie jednak, czy autentyczna recenzja prawdziwego klienta może stanowić naruszenie dóbr osobistych?
Fałszywe recenzje mogą stanowić nie tylko naruszenie dóbr osobistych – co jednak z tymi prawdziwymi?
O tym może się przekonać, jak podaje portal Donald.pl, niejaki Bartosz Popowicz, który zamieścił na Facebooku oraz w serwisie TripAdvisor obszerną recenzję restauracji „Czerwony Pomidor” w Toruniu. Co było nie tak? Czas oczekiwania oraz jakość potraw i obsługi. Znaleźć można także negatywną opinię o wystroju lokalu, oraz sposobie zarządzania personalem przez jego właściciela.
Jak twierdzi autor recenzji, skonfrontował nawet swoje odczucia z właścicielem restauracji. Ten jednak miał być głuchy na słowa konstruktywnej krytyki. Między innymi stwierdził, że skoro mieszkał 26 lat w Rzymie, to wie lepiej, czy pizza może być przypalona, czy nie. A także, sądząc po załączonych zdjęciach, jak wygląda akceptowalny stopień jej przypalenia.
Recenzja zdecydowanie nie należała do korzystnych. Warto wspomnieć również o określeniu „najdroższa pizza w Toruniu”. Śmiało można założyć, że przeciętny internauta po lekturze rozważy wizytę w innej pizzerii. Właściciel „Czerwonego Pomidora” uznał, że taki opis jego restauracji stanowi naruszenie dóbr osobistych. Nie był też najwyraźniej takim „skąpcem”, za którego uznał go autor recenzji, bo zajęcie się sprawą zlecił prawnikowi.
Niektórzy właściciele restauracji są gotowi wystosowywać za negatywne recenzje prywatne akty oskarżenia na podstawie art. 212 kk
Otrzymane przez Popowicza wezwanie do zaprzestanie naruszenia dóbr osobistych i usunięcia skutków naruszenia uznaje zawarte w niej tezy za „nieprawdziwe, nierzetelne, oparte na stworzonej przez niego fikcji”. Niektóre sformułowania mają również być „obraźliwe”, do tego podważające wiarygodność i profesjonalizm właściciela restauracji.
Zgodnie z wezwaniem, autor recenzji musiałby nie tylko w ciągu trzech dni od dnia doręczenia usunąć ją z internetu, ale również opublikować oświadczenie z przeprosinami. Ten ani myśli, publikując jednocześnie treść otrzymanego pisma.
Warto zauważyć, że nie jest to w żadnym wypadku najostrzejsza możliwa reakcja urażonego właściciela restauracji. Zdarzały się już przypadki wystosowywania prywatnego aktu oskarżenia na podstawie art. 212 kodeksu karnego, a więc przestępstwa pomówienia.
Domniemanie bezprawności naruszenia w niczym nie pomoże, jeśli naruszenie dóbr osobistych w ogóle nie było bezprawne
Sama sprawa o naruszenie dóbr osobistych byłaby dość skomplikowana. Bartosz Popowicz w końcu faktycznie był w restauracji „Czerwony Pomidor” w Toruniu. W internecie zamieścił nawet zdjęcie zamówionej i przypalonej potrawy. Warto pamiętać, że Konstytucja – i za nią ustawa prawo prasowe – chroni nie tylko samą wolność słowa, ale również wolność rozpowszechniania informacji.
Siłą rzeczy, każda recenzja, zwłaszcza lokalu gastronomicznego, opiera się o subiektywne odczucia jej autora. Poszczególni ludzie mają różny gust, różny smak i różną wrażliwość. Art. 24 §1 kodeksu cywilnego chroni dobra osobiste każdej osoby – chyba, że naruszenie dóbr osobistych nie było bezprawne.
Owszem, domniemanie bezprawności naruszenia w toku postępowania przed sądem zmusi pozwanego do udowodnienia, że jego działanie nie było bezprawne. Tutaj adwokat właściciela restauracji niewątpliwie ma rację. Problem w tym, że cała sprawa rozbija się właśnie o kwestię prawdziwości recenzji. Jeśli tezy w niej zawarte nie były fałszywe, to jednocześnie nie są przecież bezprawne.
Zaciekłe próby usuwania treści z internetu za pomocą pozwów najczęściej kończą się po prostu efektem Streisand
Z punktu widzenia powoda, nie jest to wcale takie proste. Pozwany musiałby co najwyżej uprawdopodobnić, że jego subiektywne wrażenie mogły zaistnieć. Właściciel restauracji mógłby się starać udowodnić, że ten wcale nie czekał godzinę na pizzę, że gdzieś w Toruniu znajduje się jakaś droższa restauracja, albo że faktycznie zgodnie z włoską sztuką kulinarną przypalenie ciasta w takim a nie innym stopniu jest dopuszczalne.
Nie jest to przecież niemożliwe. Siłą rzeczy, obydwie strony mogą mieć chociażby świadków na poparcie swoich słów. Ocena materiału dowodowego pozostaje w gestii sądu. Po prostu autor recenzji wydaje się być mimo wszystko w dużo lepszej pozycji. Powód nie uniknie najpewniej w tym przypadku konieczności udowodnienia pozwanemu rozmijania się z prawdą. Kwestia intencji rozbija się w tym przypadku o działanie w uzasadnionym interesie społecznym – co wynika z istoty recenzji jako takiej.
Wydaje się także, że rozgłos nadany sprawie nie leży w interesie właściciela restauracji. Gdyby nie pozew, sprawą nie zainteresowałyby się media. Wielu potencjalnych klientów w ogóle nie usłyszałoby o hipotetycznych niedomaganiach restauracji „Czerwony Pomidor”.
Im bardziej zaciekle przedsiębiorcy, czy celebryci, starają się usunąć treści z internetu, tym większa szansa, że wywołają efekt dokładnie odwrotny od pożądanego. Przykładem może być chociażby tzw. „efekt Streisand”, popularne wśród młodzieży dociekanie zagranicznych źródeł finansowania instytutu Ordo Iuris, czy chociażby przedwyborczy incydent, gdy Trójka ocenzurowała piosenkę Kazika „Twój ból jest lepszy niż mój”.